czwartek, 4 października 2018

Zapowiedź sezonu 2018/19 - Golden State Warriors

Drogi Mateuszu,

Wbrew wynikowi finałów (4:0 z Cleveland), droga do tytułu Warriors mogła zakończyć się w zeszłym sezonie rundę wcześniej. Houston Rockets prowadzili w serii 3:2, stawiając niespodziewany defensywny opór, redukując zespołową ofensywę Golden State do indywidualnych popisów. Kiedy już wydawało się, że sprowadzenie Chrisa Paula do Houston okazało się najmądrzejszym transferem wykonanym przez Daryla Moreya, Paul chwycił się za udo. Naderwane ścięgno wyeliminowało go z meczu 6 i 7. Rockets bez Chrisa nie potrafili odnaleźć rytmu, a reszta jest już historią.

Jak napędzać zwycięską drużynę?

Jak dobrze wiesz z życia Barcelony, kiedy drużyna zaczyna wygrywać nałogowo, czasami ciężko znaleźć iskrę, która wymusi na nich wspinanie się na szczyty sportu po raz kolejny. Ścieżka narracyjna do tej pory sprzyjała Golden State: w 2015 wygrali niespodziewanie, w 2016 przegrali szokująco, w 2017 pomścili porażkę, zmieniając system tak, aby pasował do niego Kevin Durant. Problemy z motywacją pojawiły się dopiero w 2018, a trener Steve Kerr zapowiadał na początku sezonu, że harówka będzie już tylko trudniejsza.

Czasami rozwiązaniem dla takiej drużyny są nowe wyzwania; w zeszłym roku Houston przetestowało siłę woli Golden State, a w tym żądna krwi konferencja zachodnia wzmocniona LeBronem Jamesem.
Problem w tym, że Warriors przestali zwracać uwagę na sezon zasadniczy (jak na skalę talentu 58 wygranych w zeszłym roku wygląda żałośnie), a w play-off wchodzą na taki bieg, że potrafią uciec z prawie każdej trudnej sytuacji (R.I.P Spurs, Thunder i Rockets).
Może zatem zmiany w składzie? Aklimatyzacja Duranta przebiegła bezboleśnie, szczególnie że sam zainteresowany dążył do tego, aby grać w składzie, który stawia na rozrywkową ofensywę, i wprowadził trend nowoczesnej defensywy do ligi. Durant spędził w Oakland już dwa lata, a zarządowi nie uśmiecha się transferować kogokolwiek z głównej czwórki, tylko dlatego żeby namieszać.
W tym momencie w sukurs przychodzi kontuzjowany DeMarcus Cousins. Po zerwanym ścięgnie Achillesa marzenia o gigantycznym kontrakcie ulotniły się, a Pelicans zdecydowali, że nie chcą oferować mu dużych pieniędzy, zwłaszcza kiedy zobaczyli jak dobrze wyglądała gra z Anthonym Davisem na centrze. Reputacja "raka szatni" spowodowała, że prawie nikt w lidze nie chciał wystosować satysfakcjonującej oferty dla Cousinsa. Dla Warriors jednak kulturowy wstrząs tego kalibru wydawał się idealny. Po pierwsze dodawał Kerrowi nową strategiczną zabawkę potrzebną w budowaniu najlepszej ofensywy w lidze, a po drugie wytworzył mentalność "zdobądźmy tytuł dla DeMarcusa". Cousins podpisując jednoroczny kontrakt o średniej wartości (około $5.5 miliona) postawił na siebie, próbując odbudować się w systemie, który nie położy całej odpowiedzialności na niego. Kiedy Cousins wróci do gry (grudzień? styczeń?) Golden State zacznie eksperymentować, sprawdzając różne kombinacje na boisku w ramach koszykarskiego laboratorium. Jeśli cała sprawa Cousins + Warriors zacznie przypominać grecką tragedię, zarząd może się go bezceremonialnie pozbyć. Na razie wygląda na to, że obu stronom mocno zależy.

Ale jak ich na to stać?

Warriors przenoszą się do nowej hali w San Francisco, gdzie ceny biletów będą dopasowane do publiczności (bogole z Doliny Krzemowej), a sukces przynosi dodatkowych sponsorów. Kiedy w NBA franczyzy wychodzą płacami poza tzw. Luxury Tax, ich podatki od każdego wydanego dolara mnoży się przez coraz większy przelicznik. W tym sezonie Warriors zapłacą około $75 milionów "kary", ale właściciele zgodzili się płacić to, co trzeba za jedną z najlepszych drużyn w historii. Steph Curry podpisał kontrakt na $200 milionów i pozostanie z drużyną do 2022. Kevin Durant podchodzi do swoich umów jak LeBron James, dając sobie opcję ucieczki po jednym sezonie (jednocześnie akceptując mniej kasy niż maksimum, działając dla dobra klubu). Uzupełnienia składu to minimalne kontrakty, albo zawodnicy na pierwszorocznych kontraktach.

Kiedy to się skończy?

Być może już w przyszłym sezonie, kiedy nadejdzie czas, aby zapłacić Klayowi Thompsonowi. Możliwy scenariusz zakłada, że zarząd oferuje Thompsonowi tyle pieniędzy, ile sobie zażyczy, przełykając gorzką pigułkę kosztownego podatku. Alternatywnie - Klay przyjmie ofertę kontraktową od innej drużyny, chcąc sprawdzić się w innym środowisku. Ewentualnie opcja po taniości, czyli Golden State rzuca specjalnie niską ofertę, wiedząc, że Thompson jej nie przyjmie. Na ten moment najbliższy prawdy wydaje się scenariusz numer 1, ale kto tam Klaya wie?

O wiele bardziej kibice powinni niepokoić się o Kevina Duranta, którego myśli nie da się odczytać. W dziwny sposób uciekł z OKC, wygrał to co mógł wygrać w GSW, ale ciągle nie wygląda na zadowolonego i usatysfakcjonowanego. Krążące wokół ligi plotki mówią o Nowym Jorku, ale wszystkie informacje, które nie pochodzą bezpośrednio z ust Duranta, wypowiadane w lipcu 2019 można uznawać za kłamstwa. Golden State gwarantuje mu sukces, ale po 11 latach w lidze ciągle nie wiadomo, czy tylko o to mu chodzi.

Przewidywania

Golden State nie ma żadnego zysku w tym, aby wygrywać w sezonie zasadniczym. Oczekuję że dla zdrowia zawodników zobaczymy mnóstwo meczy bez przynajmniej jednego z głównej czwórki. Druga część sezonu zapowiada się jako "eksperyment DeMarcus", co też oznacza porażki. Las Vegas wierzy w siłę talentu dając over/under na 62.5. Ja nie widzę takiej potrzeby, under 57-25.

2 komentarze: