środa, 10 października 2018

Zapowiedź sezonu 2018/19 - Los Angeles Lakers

Drogi Mateuszu,

Pomimo faktu, że Los Angeles Lakers wykonali najgłośniejszą transakcję lata, czyli sprowadzenie LeBrona Jamesa do "miasta aniołów", z ich obozu docierają informacje o zaskakująco rozsądnych oczekiwaniach co do nadchodzącego sezonu.
Kiedy James przechodził do Miami Heat w 2011, dołączając do gwiazd ligi w postaci Dwyane'a Wade'a i Chrisa Bosha, mistrzostwo wydawało się obowiązkowe (naprawdę w finałach rozczarowanie z Dallas Mavericks).
Dołączając do Cavaliers, LeBron wiedział już o tym, że wspięcie się na najwyższy poziom wymaga czasu, ale z kolei wymuszał krótkowzroczne działania na włodarzach z Cleveland, które ostatecznie przyczyniły się do powolnego obniżania jakości zespołu, podsumowane transferem Kyrie Irvinga.

Wśród nowych partnerów Jamesa w Los Angeles nie ma nikogo o jakości Irvinga, Wade'a, Bosha, ani nawet Love'a. Po raz pierwszy od ośmiu lat, drużyna, w której zagra LeBron stawia bardziej na przyszłość, aniżeli na teraźniejszość. W zasadzie wszyscy najważniejsi zawodnicy Lakers swoje najlepsze lata mają przed sobą. Brandon Ingram i Lonzo Ball zostali wybrani z drugimi numerami w drafcie i obaj wnieśli do ligi specyficzne zestawy umiejętności.
Ingram to wysoki, techniczny zawodnik, z konstrukcją kończyn niczym kosarz zwyczajny (absurdalnie długie, ale przeraźliwie chude). W swojej ostatecznej wersji potrafił będzie zdobywać punkty z każdego miejsca na boisku: nie do powstrzymania pod koszem, z funkcjonalnym rzutem z dystansu. Defensywnie, jego szybkość pozwala mu myśleć o bronieniu zawodników na czterech pozycjach (a jeśli dołoży masę, to może nawet mniejszych centrów). Pomiędzy pierwszym a drugim sezonem Ingram rozwinął się, ale jeśli nie ma skończyć jako potencjalny kąsek transferowy, w tym roku musi zaliczyć ten najtrudniejszy skok - na poziom prawdziwej gwiazdy. Jeśli wypali, to odciąży starzejącego się LeBrona od zdobywania i ustawiania wszystkich akcji punktowych w zespole.

Lonzo Ball z drugiej strony, to antyteza współczesnego rozgrywającego. Obecnie w NBA PG dominuje posiadanie piłki, szukając okazji do zdobycia punktów, a gdy nie ma takiej możliwości podaje niekrytym kolegom, którym zapewnił swobodę bezustannym atakowaniem defensywy. Zarówno Steph Curry, Kyrie Irving, Russell Westbrook, czy James Harden grają w taki sposób. Ball nadaje priorytet podaniom w pierwszej, drugiej, i trzeciej kolejności, przywołując wspomnienia takich graczy, jak Steve Nash lub Jason Kidd. Przy graniu z LeBronem należy pamiętać, że piłka spędza większość czasu w jego rękach (z korzyścią dla drużyny). W związku z tym Lonzo zdaje się idealnym boiskowym partnerem "Króla", gdyż trzyma piłkę najkrócej ze wszystkich rozgrywających w NBA. Kiedy tylko widzi lukę w obronie, albo niekrytego kolegę, natychmiast przyspiesza akcję ruchem piłki. Aby zająć miejsce w składzie na stałe musi trafiać rzuty z dystansu. Na początku poprzedniego sezonu miał z tym problem, ale przed kontuzją kolana w środku sezonu zaczął się poprawiać. Jeśli nie będzie stanowił punktowego zagrożenia, obrona podejmie strategiczną decyzję o  przesunięciu większej ilości środków w kierunku LeBrona.

Lakers wydraftowali także wartościowych graczy pod koniec pierwszej rundy: Kyle Kuzma wszedł do ligi z repertuarem podkoszowych manewrów, którego pozazdrościłyby mu stare wygi, a Josh Hart przejawia ponadprzeciętną inteligencję i zapewnia zestaw umiejętności ofensywnych i defensywnych, który docenia każdy trener. Żaden z nich nie pcha się też przed szereg, co jest kluczowe w drużynie z dużym ego.

Dla przeciwwagi ruchu młodzieżowego zakontraktowano ekscentrycznych i lekko kontrowersyjnych weteranów. Każdy z czwórki Rajon Rondo, Javale McGee, Michael Beasley i Lance Stephenson to kolorowa, doświadczona postać z różnymi przygodami w lidze. Rondo wzmoże motywację Lonzo o pozycję startującego rozgrywającego, a reszta wypełni takie role, jakie nakaże im trener, jednocześnie stanowiąc oparcie dla młodzian.

Tak przynajmniej Lakers zaczną sezon. Wszystko może się zmienić, jeśli LeBron wskaże zarządzającemu strategią generalną Magicowi, że taki zespół mu nie podchodzi. Wstępny plan zakłada, że Lakers wykorzystają wolne miejsce w budżecie za rok, próbując przyciągnąć którąś z gwiazd bez kontraktu do LA (Durant? Klay Thompson?), dlatego wszystkie weterańskie umowy podpisane są zaledwie na rok. Może też okazać się, że Jeziorowcy aktywnie uczestniczą w ruchach transferowych zimą, zwłaszcza jeśli młodzi nie spełnią pokładanych w nich oczekiwań, albo zarząd otrzyma ofertę nie do odrzucenia.

Inny konflikt może nastąpić odnośnie stylu gry, który preferuje trener Lakers, Luke Walton, a tym który woli James. Wartości trenerskich Walton nabrał w Golden State, stawiając na szybkie tempo gry z uwzględnieniem wszystkich zawodników.
LeBron preferuje rozmyślne, niespieszne analizowanie obrony, w którym to on podejmuje kluczowe decyzje. Ciężko sprzeczać się z sukcesami odniesionymi przez zespoły z LeBronem w roli głównej, ale jeśli chce zachować szansę na przedłużanie kariery, to musi scedować część nakładu obowiązków na innych. Mecze przedsezonowe nie stanowią perfekcyjnego materiału dowodowego, ale na razie wynika z nich, że James rozumie jaki jest plan i podchodzi do niego z wcześniej niewidzianą cierpliwością.

Lakers nie mają podbić świata w tym sezonie, najprawdopodobniej kończąc spektakularną serię 8 awansów do finałów z rzędu LeBrona. Najwięksi pesymiści prorokują wypadnięcie z play-off w arcytrudnej konferencji. Dopóki LeBron nie chodzi o kulach i zasiada za sterami nie uwierzę w to, ale na pewno spodziewam się sezonu próby w Los Angeles.

Przewidywania

Las Vegas - 48.5 zwycięstw. Moim zdaniem odrobinę za wysoko: 48-34.

2 komentarze:

  1. Jack: Ja nadal żyje w rzeczywistości, że Lakers są zajebiści. Wierzę w ten skład, 51:31

    OdpowiedzUsuń