środa, 18 lipca 2018

Dysproporcja między Wschodem, a Zachodem

Drogi Mateuszu,

Wraz z przejściem LeBrona Jamesa do Los Angeles Lakers, zachodnia konferencja stała się jeszcze bardziej mordercza. Wschód wygrywa mistrzostwa od czasu do czasu, ale w sezonie zasadniczym to Zachód jest starszym bratem, który bierze rękę młodszego, bije go nią po twarzy i mówi "przestań się bić". Przynajmniej jeśli wierzyć Justinowi Kubatko:

Do rozpoczęcia sezonu zostały nam 4 miesiące, czy można założyć, że sytuacja się powtórzy? Tak, można. Przeanalizujmy zespoły grające na Zachodzie w kontekście zespołów ze Wschodu, bazując na pozycjach z sezonu zasadniczego, ale ignorując Houston na rzecz Golden State.

Golden State Warriors 

Mistrzowie NBA, którzy zamiast osłabić się, dodali hiperutalentowany, superryzykowny projekt, gwarantujący, że nie będą nudzić się w sezonie zasadniczym. W składzie ciągle znajduje się Kevina Durant (potencjalnie najlepszy zawodnik w lidze?), Stephen Curry (potencjalnie top 5 w lidze), Klay Thompson (potencjalnie top 20 w lidze), Draymonda Greena (potencjalnie top 30 w lidze). Będzie ok.

Przewidywania dotyczące sezonu zasadniczego:

Awansują do play-off z 1. lub 2. miejsca (w zależności od powagi potraktowania sezonu zasadniczego).

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Lepsi od każdego zespołu.

Houston Rockets

Zmietli sezon zasadniczy, w finale konferencji prowadzili 3:2, ale ich genialny, 33-letni rozgrywający w końcu rozsypał się na ostatnie dwa mecze, bo grał zbyt wiele minut. Szokujące.
Houston nie podchodzi do swoich karnych płatności kontraktowych tak filuternie jak Golden State, w związku z tym tracąc dwa ważne składniki zeszłorocznego sukcesu - Trevor Ariza, któremu palił się długopis, kiedy podpisywał kontrakt z Phoenix Suns opiewający na $15 milionów, oraz Luc Richard Mbah a Moute (przyjaciele mówią mu "Luke"), któremu rozsądną umowę opiewającą na $4 miliony zaproponowali Los Angeles Clippers.
Daryl Morey (zachęcam do przeczytania posta o jego kandydaturze na Executive of the Year) twierdzi, że podpisanie maksymalnego kontraktu przez Chrisa Paula (wcześniej wspomniany rozgrywający) oznacza wygranie posezonowego starcia tytanów, ale przy starciu z Golden State margines błędu nie istnieje. Nikłe są szanse na to, by następne ruchy były strzałem w dziesiątkę, bo nie mogą już chociażby zakontraktować DeMarcusa Cousinsa.

Przewidywania

Awansują do play-off z 1. lub 2. miejsca (w zależności od tego jak poważnie Golden State potraktuje sezon zasadniczy)

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Lepsi od każdego zespołu (chyba, że Boston rozegra najlepszy możliwy scenariusz)

Portland Trail Blazers

To nie jest tak, że Trail Blazers zdecydowanie podbili konferencję, i zasłużyli na trzecie miejsce w sezonie zasadniczym. Po prostu, jak wszystkie pozostałe play-offowe zespoły, stali na równym, porządnym poziomie, i wysmyknęli jedno zwycięstwo więcej niż reszta. Ile to dało pokazała pierwsza runda play-off, kiedy startujący z 6 miejsca New Orleans Pelicans pyknęli ich w czterech spotkaniach.
Siła Portland opiera się na wybitnych ofensywnie graczach obwodowych - Damianie Lillardzie i C.J. McCollumie. Obaj potrafią bez wysiłku rzucić po 30 punktów w meczu, wchodząc pod kosz, rzucając za trzy, i dając się faulować. Ich największym problemem to obrona, powstrzymująca Portland przed wyższym poziomem. Lillard i McCollum starają się jak mogą, ale mają za mało wzrostu, masy, i umiejętności, aby powstrzymywać ataki swoich przeciwników. Szacunek dla trenera Terry'ego Stottsa, że wykorzystując pozostałych zawodników, potrafił zamaskować braki swoich gwiazd, konstruując przyzwoitą defensywę drużynową. Jeśli jednak kolesie, którzy muszą spędzić najwięcej czasu na boisku niweczą najlepiej zaplanowane schematy, to zespół sam sobie stawia limit.
Kluczową postacią dla Trail Blazers, dzięki której Stotts może w ogóle pomyśleć o sprawnej defensywie, jest Jusuf Nurkic, bośniacki center, który przyszedł do Portland z Denver i załatał dziury w obronie. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że Nurkic to malkontent. Potrafi się obrazić, albo przestać się starać, przez co nie można na nim polegać w 100%. Gdyby Nurkic A dojeżdżał na każde spotkanie, byłby jednym z najlepiej opłacanych centrów ligi. Ponieważ istnieje też Nurkic B, Portland twardo wynegocjowało przyzwoity kontrakt, a zarazem wraca do mocniejszej konferencji z takim samym składem, który wyleciał z hukiem z play-off.

Przewidywania

Sądzę, że doświadczenie przeważy i Trail Blazers wejdą do play-off, ale nie wyżej niż z 6 miejsca.

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Lepsi od każdego zespołu, poza Bostonem, Philadelphią i Toronto.

Oklahoma City Thunder

Holy fucking hell, co za rozczarowujący rok. Sam Presti (dyrektor sportowy) niespodziewanie wywinął transfer nie tylko ściągając do Oklahomy Paula Georga (który nie jest Kevinem Durantem, ale posiada pewne cechy, które godnie go zastępują), ale też Carmelo Anthony'ego! I wcale nie oddał za to 60% składu! Na papierze Thunder dysponowali murowanym kandydatem do solidnego starcia z tuzami na Zachodzie, ale jak wiemy papier przyjmie wszystko, a każdą teorię weryfikuje się eksperymentalnie.
Oklahoma City to zespół, który należy do Russella Westbrooka. Z tego powodu odszedł Durant, i dlatego Westbrook mógł wykręcać statystyki nie widziane w lidze od 50 lat. Kiedy został sam, Thunder zagrali przeciętny sezon, co wymusiło na Prestim gwiazdorskie transfery. Nie zmieniły one fundamentu, na którym zbudowano Thunder. Wszystko, czy dobre, czy złe, funkcjonuje w zespole wokół Westbrooka. Okazało się, że Paulowi Georgowi rola wspomagacza pasuje znakomicie, ale w kluczowych momentach sezonu okazał się zbyt pasywny w ofensywie. Mimo wszystko, podobało mu się na tyle, że podpisał nowy kontrakt, i zagra dla Thunder przez następne kilka sezonów (co zaszokowało wszystkich, bo George pochodzi z Los Angeles, i tam w końcu miał trafić).
Carmelo Anthony, ze względu na niemożność zaakceptowania starzenia się, oraz nowej, ograniczonej roli w zespole, okazał się gigantyczną pomyłką. Brak defensywy, słabe zaangażowanie, oraz rzadka przydatność w play-off spowodowały, że Thunder szukają drogi na rozstanie się z nim, aby nie zatruwał atmosfery w szatni. Pod wodzą trenera Donovana, i bez Carmelo w składzie, OKC to jedna z najskuteczniejszych defensywnie ekip w lidze. Po dodatkowym roku zgrania wróżę im lepszą przyszłość w sezonie 2018/19.

Przewidywania

OKC ponownie awansuje do play-off, z pozycji 3-5, sprawiając lepsze wrażenie estetyczne niż w zeszłym roku.

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Lepsi od każdego zespołu, poza Bostonem. Nie jestem pewien co do Philadelphii.

Utah Jazz

Modny typ na jedną z najlepszych drużyn w konferencji (Non Golden State Edition). Jazz znakomicie grają w obronie, gdzie najważniejsze ogniwo stanowi Rudy Gobert, jeden z najlepszych defensywnych zawodników w lidze, a atak napędza Donovan Mitchell, który absolutnie eksplodował jako pierwszoroczniak (wybrany dopiero z 13 numerem w drafcie). Utah to klasyczny przykład zespołu, w którym wszystko stoi na wysokim poziomie. Trener wymaga od siebie i zawodników, zarząd nie wykonuje durnych ruchów, a koszykarze, którzy trafiają do Salt Lake City muszą pasować do składu charakterologicznie. Kibicowanie Utah, to kibicowanie stabilności i rozsądkowi, ale nie wiem czy stać ich na następny krok (a na pewno nie w epoce Golden State).

Przewidywania

Spokojne wejście do play-off, w zależności od rozkładu sił, są w stanie wyprzedzić Houston i skończyć sezon zasadniczy na drugim miejscu. Bardziej realne miejsca 3 i 4.

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Lepsi od każdego zespołu (chyba, że Boston osiągnie 75% tego co potencjalnie może).

New Orleans Pelicans

Poprzednie trzy zespoły nie dokonały drastycznych zmiany w składzie (nie zaliczam do takowych pozbycia się trupa Carmelo), natomiast Pelicans podjęli poważną decyzję. Można sprzeczać się, czy pobudki do niej były właściwe, ale to nie tak, że nie da się usprawiedliwić braku zakontraktowania DeMarcusa Cousinsa. Gdyby ten nie zerwał ścięgna Achillesa w styczniu, nie byłoby tej dyskusji. Po jego zejściu, Pelicans musieli odnaleźć nową osobowość na boisku, i wyszli na tym znakomicie. Nikola Mirotic, po przyjściu z Bulls, okazał się idealnym partnerem dla grającego na centrze Anthony'ego Davisa (Mirotic dobrze rzuca z dystansu, Davis lepiej czuje się pod koszem). Pelicans grzali konkretnie już do końca sezonu, odpadając z honorem przeciwko Golden State, budując w sobie przekonanie, że może Cousins za bardzo dużo pieniędzy im wcale niepotrzebny. Oczywiście, dla ligi niedobrze się stało, że zgarnęli go Warriors, ale Pelicans zastąpili go taniej, młodziej i z podobną produkcją w postaci Juliusa Randle. Bez ciężaru Cousinsa Pelicans przystępują do sezonu wierząc w zdrowie i utrzymanie poziomu.

Przewidywania

Pelicans grają w play-off, z 6. pozycji.

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Lepsi od każdego zespołu poza Bostonem, Philadelphią i Toronto. Na podobnym poziomie co Indiana Pacers.

San Antonio Spurs

Spurs stoją przed rozdrożem, z drogowskazem wskazującym ścieżkę "Kawhi" i "Bez Kawhi". W ten sposób trzeba też traktować ich szanse w przyszłym sezonie. Jeśli Kawhi wróci do składu zadowolony, zdrowy i z chęcią grania dla San Antonio, Spurs zawsze mają realne szanse walczyć o tytuł. Jeśli nie wróci? To może być najgorszy sezon w Teksasie od 21 lat, czyli prawdopodobnie wygrają 40 spotkań do samego końca walcząc o wejście do play-off. Nie ma w tym składzie prawdziwych supergwiazd, a LaMarcus Aldridge się starzeje. System sam w tym momencie tworzy wygrane z niczego, ale może najlepszą decyzją dla Spurs byłoby katastrofalnie przegrać ten sezon, i wybierać w następnym drafcie z wysokiej pozycji? Pewna epoka dobiega końca, ponieważ Tony Parker przyjął ofertę kontraktową z Charlotte, zmieniając miejsce zamieszkania po 17 latach, a Manu Ginobili ma 41 lat, i może chciałby w końcu przejść na emeryturę. Pożegnanie się Kawhim zakończyłoby ten okres na dobre. Pytanie brzmi, czy Spurs jeszcze umieją rozegrać sezon aż tak cynicznie.

Przewidywania

Spurs po raz pierwszy od dwóch dekad nie wchodzą do play-off. Rozpoczyna się era przebudowy.

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Z Kawhim w składzie lepsi niż wszyscy (oprócz Bostonu rozgrywającym najlepszy scenariusz). Bez Kawhi słabsi od Toronto i Philadelphii, może równo z Indianą, reszta konferencji to absolutna szmira.

Minnesota Timberwolves

W ostatnim meczu sezonu zasadniczego wygrali bezpośrednie spotkanie z Denver Nuggets o wejście do play-off, zapewniając sobie krótkofalowy sukces, ale istnieje spora szansa, że przegrali wojnę. Jimmy Butler, który trafił do Minneapolis w zeszłym sezonie, wyraził niechęć do swoich kolegów z drużyny, którzy nie są w stanie dorównać jego intensywności i pasji do zwycięstwa. Jego kontrakt dobiega końca w przyszłym roku, i Timberwolves muszą podjąć decyzję, czy warto trzymać się go za wszelką cenę, licząc, że za rok ponownie przywdzieje koszulkę Wolves, czy jednak szukać transferu i odzyskać przynajmniej trochę jego wartości. Najważniejszym zawodnikiem dla Minnesoty pozostaje Karl-Anthony Towns, o wiele młodszy, i o wiele bardziej utalentowany niż Jimmy Butler.
Wolves wybrali Townsa z pierwszym numerem w drafcie, pokładając w nim nie mniejsze nadzieje, niż kiedyś w Kevinie Garnecie. KAT sprostał oczekiwaniom ofensywnie, dysponując być może najwszechstronniejszym arsenałem do zdobywania punktów w całej lidze, ale ciągle nie może się odnaleźć po drugiej stronie boiska, co między innymi frustruje Butlera. Wartość centra dla zespołu leży przede wszystkim w tym, jak dobrze powstrzymuje przeciwników przed wchodzeniem pod kosz, a Towns często traci koncentrację. Punkty, które zdobywa, niwelowane są przez te, które traci. Nawet znany ze swojego defensywnego geniuszu trener Tom Thibodeau nie potrafi zatkać dziur, ani wydobyć skrywanego potencjału z trzeciego zawodnika "wielkiej trójki", czyli Andrew Wigginsa. Personalnie, Wiggins także mi nie podchodzi, ponieważ jest zawodnikiem jednowymiarowym (ofensywa), ale niewydajnym, i takim, który sprawia wrażenie, że część swoich umiejętności zostawia w domu, w szafie, pod kluczem. Raz na jakiś czas wyciąga zakurzony talent i oczarowuje widzów, ale zazwyczaj biernie wtapia się w tło, w słaby sposób uzasadniając swój wysoki kontrakt. Potencjalny kandydat do transferu?

Przewidywania

Timberwolves awansują do play-off tylko i wyłącznie jeśli Towns zagra znakomicie w defensywie, a Butler nie rozwali sobie kolana. Mam wrażenie, że te zespoły, które czają się za plecami strukturalnie wyglądają lepiej. Zapraszamy do draftowej loterii.

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Lepsi od wszystkich poza Bostonem, Philadelphią, Toronto i Indianą. Do dyskusji Milwaukee Bucks i Washington Wizards.

Denver Nuggets

Denver przystępuje do tego sezonu z podstawą młodego składu, która zebrała doświadczenie, i przeżyła traumę w zeszłym roku. Celem na sezon 2018/19 będzie uniknięcie powtórki, ku czemu Denver wykonało kilka interesujących ruchów.
Center, a jednocześnie najlepszy podający, Nikola Jokic związał się z Nuggets na następne 5 lat, stanowiąc podstawę składu wraz z Garrym Harrisem i Jamalem Murrayem (dwaj rzucający obrońcy, z umiejętnościami rozgrywającego). Ofensywa w tej drużynie to potęga, Denver potrafi spokojnie rzucić 120 punktów w meczu, licząc na to, że przeciwnik nie utrzyma ich tempa. Jak mało kto w lidze potrafią wykorzystać też atut własnego boiska, które znajduje się na takiej wysokości, że niektórym po prostu brakuje tlenu (1600m n.p.m).
Najciekawszy manewr tego lata wydarzył się jednak w drafcie, gdy nękany kontuzjami Michael Porter jr. powoli zsuwał się po drabinie, aż w końcu wylądował na miejscu numer 14, gdzie czekali podekscytowani Nuggets. Porter jeszcze rok temu poważnie figurował w dyskusji jako wybór numer 1, ale stracony rok na uniwersytecie, głupawe wypowiedzi i niejasne dokumenty medyczne spowodowały, że rezygnowała z niego drużyna za drużyną. Do Nuggets trafił idealnie, bo zespół i tak jest dobry, więc nie ma presji na to, że musi uratować franczyzę przed piekłem. Wypowiedzi zarządu i trenera uspokoiły wszystkich dodatkowo, bowiem stwierdzili, że priorytetem dla nich jest zdrowie zawodnika, więc w razie potrzeby może przesiedzieć on cały rok na ławce, doprowadzając się do porządku (niekoniecznie oznacza to zmarnowaną karierę - zrobili tak Ben Simmons, Joel Embiid, czy Blake Griffin. Gorszym przykładem był Greg Oden, ale jego kolana okazały się nieodwracalnie zdegenerowane). Jeśli talent Portera rozwinie się tak, jak oczekiwano np. w 2016 roku, to Nuggets trafili potencjalną gwiazdę na odległym miejscu w drafcie. Mimo wszystko ten rok może należeć do Denver.

Przewidywania

Spokojny awans do play-off, może nawet 4 miejsce w konferencji?

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Lepsi od wszystkich poza Bostonem, Philadelphią i Toronto. Czaimy już refren prawda?

Los Angeles Clippers

Clippers mają dużo średnio-dobrych zawodników, więc ich sezon także będzie średnio dobry. Marcin w podstawie.

Przewidywania

Bez awansu do play-off

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Na Wschodzie realny kandydat do play-off. Zdecydowanie za: Boston, Philadelphia, Toronto, Indiana. Trochę za: Milwaukee, Washington. Na równi z Miamiiiii???

Los Angeles Lakers

Suche lata Lakers, które kazały im oglądać plecy swoich niedojebanych, miejscowych rywali właśnie dobiegły końca, bo w mieście aniołów stawił się LeBron James, w wieku 34 lat nadal najlepszy koszykarz w lidze. Jeziorowcy wygrali na loterii, albowiem James podpisał kontrakt na 3 lata (z opcją na 4 rok), dając zarządowi (w którym zasiada przede wszystkim absolutna legenda Lakers, Magic Johnson) czas na budowanie zespołu, który nie będzie z roku na rok marnował wszystkich swoich dóbr, aby wykonać paniczne ruchy by zadowolić niecierpliwego LeBrona. Jeśli w pewnym momencie nie nastąpi transfer po Kawhi (a Lakers nie muszą się spieszyć, gdyż może przyjść do nich za rok, zajmując miejsce w cap space), to sezon 2018/19 będzie służył obserwacji z kim z młodych - Brandon Ingram, Lonzo Ball, Kyle Kuzma i Josh Hart - warto grać. Specjalny talent drzemie prawdopodobnie tylko w Ingramie, który jest chudziuteńki jak patyczak, ale serwuje spory zestaw ofensywnych umiejętności. Lonzo Ball za to gra, jak nikt inny w lidze, skupiając się przede wszystkim na podaniach. Mimo że jest rozgrywającym, to nie holuje piłki, tylko dąży do tego, aby jak najszybciej się jej pozbywać, starając się wymusić tym ruch i szukanie sobie czystych pozycji przez innych graczy. Gdyby do tego dołożyć lepiej wyglądający i częściej wpadający rzut, to Lonzo miałby swoje zdjęcie w encyklopedii pod hasłem "Zawodnik, z którym najlepiej gra się LeBronowi" (Britannica na razie nie odpowiedziała na moje prośby o dodanie tego hasła). Jeśli Ball rzutu nie doda, jest pierwszym kandydatem do wytransferowania.

Jednoroczne kontrakty, które Lakers podpisali z absolutnymi dziwakami, czyli Lancem Stephensonem (znany z tego, że gdy był przeciwnikiem LeBrona dmuchał mu w ucho), Javale McGee (najczęstszy gość w segmencie telewizyjnym przedstawiającym boiskowe durnoty), i Rajon Rondo (kłótliwy rozgrywający, który odmawia rzutów z dystansu) dziwią wszystkich, ale nie rujnują przyszłości i czystego konta w przyszłorocznym cap space.

Przewidywania

Lakers wracają do play-off po 5 latach. W zależności od zgrania i procentowego zaangażowania LeBrona w sezon zasadniczy można ich rozstrzelać po miejscach od 3 - 7. Ja powiem, że wejdą z nr 5.

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Refren.

Sacramento Kings

Sacramento pozostaje chujowym.

Przewidywania

Spadek.

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Sacramento i tak może być lepsze, niż 3-4 zespoły ze Wschodu (Atlanta, Orlando, Charlotte, może Brooklyn?). I to zostawmy jako recenzję dla Wschodu.

Dallas Mavericks

Dallas ma tak dużo wiary, że Luka Doncic jest potencjalnie najlepszym zawodnikiem w poprzednim drafcie, że zamienili się z Atlantą, która wybierała trzecia, i oddali im dodatkową szansę w przyszłym roku, w zamian za to, aby zapewnić sobie usługi młodego Słoweńca. Dodatkowo, Mavericks próbują iść po dwóch, prawie niemożliwych drogach jednocześnie, a mianowicie być dobrym teraz (stąd kontrakt dla grającego wcześniej w Clippers 30-letniego DeAndre Jordana), a także dobrze ustawić się na przyszłość (wybrani w kolejnych draftach Dennis Smith jr. i właśnie Doncic). Trenerem drużyny pozostaje jeden z najlepszych strategów w lidze, czyli Rick Carlisle, a maskotką 40-letni Dirk Nowitzki. Jego kariera potrwa dokładnie tyle, ile on będzie chciał.

Przewidywania

Mavericks będą udawać, że walczą o play-off, ale nie z własnej winy mogą trafić na tak trudną konferencję, że wybór w drafcie zamiast powędrować do Atlanty, zostanie u nich (musieliby wybierać z miejsc 1-5, jest to tak zwana "protekcja" wyboru)

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Szczerze? Poza pierwszą trójką spokojnie mogą toczyć zacięte boje z resztą konferencji. Myślę, że awansowaliby do play-off.

Memphis Grizzlies

Jeśli Marc Gasol przestanie się obrażać, Mike Conley wróci ze zdrową kostką, a wybrany w drafcie z numerem 4 Jaren Jackson Jr. od początku wypadnie pozytywnie na boisku, to Grizzlies będą groźni. Nie wiem, czy dostatecznie groźni na play-off, ponieważ ich ofensywa pozostawia wiele do życzenia, ale grając w Memphis zawsze trafia się na twardą obronę. Najlepsze lata duetu Gasol/Conley już minęły, ale struktura ich budżetu, obciążanego przez bezużyteczny kontrakt Chandlera Parsonsa, nie pozwala na wykonywanie drastycznych ruchów. Chris Wallace, który zarządza sprawami koszykarskimi w Memphis podchodzi do swojej pracy konserwatywnie, i wątpię, by chętnie chciał oddać zawodników, którzy są legendami Grizzlies. Gasol co prawda przebąkiwał o frustrującym graniu dla zespołu, który nie wygrywa, ale jeśli w tym roku zdrowie pozwoli, to Grizzlies nie powinni być chłopcami do bicia, nawet w ultratrudnej zachodniej konferencji.

Przewidywania

Grizzlies mają szczęście do kontuzji i do ostatniej chwili walczą o play-off.

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Jak Mavericks, może nawet troszkę lepiej.

Phoenix Suns

Suns dysponują intrygującą mieszanką młodych graczy: wybrany w drafcie z pierwszym numerem DeAndre Ayton, który zadowalająco prezentował się w lidze letniej, niewiele starszy Josh Jackson, nagrodzony nowym kontraktem Devin Booker, a także Dragan Bender, Marquese Chriss, Mikal Bridges, czy Elie Okobo - zawodnicy mniej pewni, ale też z konkretnym potencjałem. Phoenix w trakcie draftu zagrało gambit, zamieniając się z Philadelphią numerami 10 (76ers) i 16 (Phoenix), jednocześnie dorzucając do transakcji wybór Miami z 2021 roku. Wszystko po to, aby do Phoenix trafił Mikal Bridges, którego eksperci uważają, za jednego z najbardziej gotowych do gry zawodników tegorocznego draftu. 76ers wybrali Zhaire Smitha, który jest bardziej surowy, ale dysponuje większym potencjałem. Czas pokaże, czy Suns mieli rację, ale zazwyczaj transakcje wypadają gorzej dla drużyn, które oddają dodatkowy wybór, zwłaszcza, że Miami ma szansę być kiepskie za trzy lata (oczywiście Phoenix stawia na to, że Heat dokonają takich ruchów transferowych, że 76ers nie będą mieli z tego ogromnej korzyści). Co ciekawe, słabiuteńkim w poprzednim sezonie Suns, udało się wyciągnąć z Houston Rockets Trevora Arizę za $15 milionów za jeden sezon. Takie ruchy oznaczają, że dla Suns czas szorowania dna tabeli się skończył, a weterani mają dostarczyć wiedzy potrzebnej do wygrywania. Dziwi mnie fakt, że Rockets nie walczyło o Arizę, ale $15 milionów to dużo za 33-letniego nie-gwiazdora.

Przewidywania

Suns szorują dno tabeli, ale trochę lepiej niż w zeszłym roku.

Jak wypadają w porównaniu ze Wschodem?

Ponieważ są lepsi od Sacramento, to toczyliby wyrównane pojedynki z takimi tuzami jak Charlotte Hornets, czy Detroit Pistons.

Drużyny na szczycie wschodniej konferencji są naprawdę dobre, nawet w porównaniu z tuzami na zachodzie. Inne ekipy, jak Milwaukee, czy Washington mają ciekawych zawodników. Patrząc jednak całościowo na rozkład talentu na Wschodzie robi się przykro, a najbardziej szkoda znakomitych zespołów z Zachodu, które play-off będą oglądać z domu. Ponieważ sytuacja wygląda, jak wygląda, liga prowadzi rozmowę na temat zmiany struktury play-off (np. rozstawianie drużyn bez względu na konferencję), ale dla właścicieli klubów na Wschodzie nie jest to specjalnie popularny temat, dlatego jeśli coś się wydarzy, to poczekamy minimum kilka lat.

Michał







wtorek, 3 lipca 2018

Dlaczego Warriors mogli "zrujnować" ligę zakontraktowaniem DeMarcusa Cousinsa?

Drogi Mateuszu,

Kiedy LeBron James podpisał swój czteroletni kontrakt z Los Angeles Lakers, mało kogo zaszokował jego wybór. Cavaliers przegrali finały z niską oceną za styl, dodatkowo doprowadzając  Jamesa do takiej frustracji, że ten z wściekłości złamał rękę. W międzyczasie Magic Johnson i Rob Pelinka zarządzając Lakers czyścili błędy poprzedników, szykując miejsce dla LeBrona, który wcześniej zdążył zakupić dwie posiadłości w LA, i prywatnie szukał dobrego koszykarsko liceum dla swojego nastoletniego syna. W przeciwieństwie do 2010 i 2014 roku Bron podjął decyzję szybko i wylądował w spodziewanej destynacji.

Szokującym dla wolnej agentury w 2018 okazał się tym razem kontrakt DeMarcusa Cousinsa. Zupełnie nieoczekiwanie byłego centra Sacramento Kings i New Orleans Pelicans przekonali do gry u siebie mistrzowie NBA, czyli Golden State Warriors. Aby zrozumieć jak doszło do tego, że Cousins (pseudonim "Boogie"), jeden z najbardziej utalentowanych centrów w koszykówce, dołączył za frytki do najlepszej drużyny w lidze, musimy prześledzić jego burzliwe losy.

DeMarcus Cousins zgłosił akces do draftu w 2010 roku, po jednym sezonie na Uniwersytecie w Kentucky. Dzięki talentowi pojawiał się w dyskusji jako potencjalny wybór nr 1, ale informacje o problematycznym charakterze zniechęcały niektóre drużyny. Wypadkową tych dwóch rzeczy okazał się spadek w drafcie, i wybór z piątym numerem do Sacramento Kings. Po 8 latach wiemy już na pewno, że drużyny z nr 2, 3, i 4 pomyliły się pod względem umiejętności, ale może uniknęły zgrzytu charakterologicznego?

W Sacramento Cousins grywał znakomicie, rzucając średnio po 20-kilka punktów na mecz, i notując po 11 zbiórek, 3 asysty i 1.5 bloku, okazyjnie notując potworne występy ze statystykami typu 44pkt/22zb/10ast, niewidzianymi w NBA od 40 lat. Niewielu znajduje się w lidze centrów mogących zapewnić statystyczną produkcję a'la Cousins. Jeszcze mniej jest takich, którzy dokładają do tego: notoryczne kłócenie się z sędziami zamiast wracania do obrony, wjeżdżanie na psychę słabszym i nielubianym kolegom z zespołu, obrażanie się na trenerów i zarząd Sacramento, oraz wchodzenie w sezon z lekką nadwagą. Przez te wszystkie przywary do Cousinsa przywarła łatka "zajebiste staty/słaba drużyna", którą niezmiernie ciężko zerwać, nawet jeśli wina nie leży do końca po stronie zawodnika.

Dzięki temu, że grał w Sacramento usprawiedliwić Boogiego jeszcze łatwiej, bo na tę chwilę Kings stanowią model franczyzy dysfunkcyjnej. Fatalne wybory w drafcie, nieprzemyślane transfery, i żonglowanie trenerami powodowały, że nawet, gdy Cousins grał dobrze, to zespół nie piął się w górę tabeli. W najlepiej zapowiadającym się sezonie Boogie pechowo zachorował na mononukleozę, wypadł z gry na miesiąc, Sacramento przegrało kilka meczów z rzędu, a zarząd zwolnił trenera, z którym DeMarcus nieźle się dogadywał. Frustracja postępowała z obu stron, ponieważ Sacramento wydawało się, że otrzymują za mało od jednego z najlepszych zawodników w historii zespołu, a Cousins obserwował patologiczne ruchy zarządu, i niczym samospełniająca się przepowiednia, stawał się coraz gorszym obywatelem.

Miarka przebrała się w sezonie 2016/17, kiedy Kings w końcu dogadali się co do transferu z Pelicans (zrobili to oczywiście po swojemu, przeprowadzając transakcję w trakcie All-Star Weekend, nie mówiąc o tym bezpośrednio Cousinsowi, który dostał informację od niezależnych źródeł w przerwie Meczu Gwiazd. Proszę państwa - Sacramento Kings). Dell Demps, dyrektor sportowy w Nowym Orleanie już od dawna poszukiwał partnera-gwiazdy dla Anthony'ego Davisa, i oddał w tej wymianie niespecjalnie dużo, jednocześnie ratując swoją posadę na kolejny sezon. Cousins automatycznie stał się najlepszym zawodnikiem z jakim kiedykolwiek grał Davis, a odejście z toksycznej szatni miało też uwidocznić pozytywne cechy Boogiego.

New Orleans Pelicans to nie dno dna jak Sacramento, ale znajdowali się w pozycji, która w NBA jest bardzo niebezpieczna. Desperacko szukali krótkowzrocznych środków, które pozwoliłyby im awansować do play-off. Pół sezonu duetu Cousins/Davis okazało się za mało na awans, zwłaszcza, że obaj panowie walczyli z problemami zdrowotnymi. Do nowego roku przystępowali jednak z optymizmem, zwłaszcza, że kombinacja dwóch znakomitych zawodników podkoszowych mogła stanowić stylistyczną receptę na ligę, która stawiała na coraz mniejszych i zwinniejszych graczy.

W pewnym momencie wszystko chwyciło. DeMarcus zachowywał się wzorowo w szatni (na boisku sprzeczki z sędziami to obowiązkowy punkt programu), a na boisku zaczynał rozumieć się z Davisem. W styczniu Pelicans bardzo dobrze bronili, a duet Boogie/Davis karcił przeciwników z różnych miejsc na boisku. Szczytowym punktem i jednoczesną drwiną losu był szokująco dobry, wygrany mecz z Houston Rockets (najlepszy zespół sezonu zasadniczego, potencjalni pogromcy GSW), w którym Cousins zerwał ścięgno Achillesa.
Dla koszykarza nie ma w tym momencie gorszej kontuzji, gdyż przy obecnej technologii medycznej nawet zniszczone więzadła nie zdają się tak straszne. Problemy z Achillesem odbierają skoczność, przyspieszenie, wiarę we własne umiejętności, a rekonwalescencja może trwać nawet do dwóch lat. Zerwany Achilles na zawsze pozostaje słabszy i zagrożony ponownym urazem. Lista zawodników, którzy wrócili do formy po takiej kontuzji nie napawa optymizmem (Rudy Gay w zeszłym roku, i Dominique Wilkins 30 lat temu). Pelicans dzielnie zebrali się w sobie i wywalczyli miejsce w play-off, zaskakując znakomitą grą w pierwszej rundzie, i zbierając spodziewane bęcki od Golden State w rundzie drugiej. Zaraz po takim burzliwym sezonie musieli podjąć kluczową decyzję..

Przed kontuzją DeMarcus Cousins był oczywistym kandydatem do tak zwanego "supermaksymalnego" kontraktu. Gdyby został w Sacramento, mógłby otrzymać umowę dającą mu 35% salary cap na 5 lat (w skrócie, tylko drużyna, która wybrała cię w drafcie może zapłacić ci "supermax"). Po przejściu transferze Nowy Orlean mógł zaproponować mu "tylko" 30%, co oczywiście i tak okazałoby się jedną z najwyższych płac w całej lidze.
Tak myślał o sobie DeMarcus Cousins, i z tym liczyli się Pelicans, aż do tej tragicznej, styczniowej nocy. Po kontuzji pojawiły się pierwsze wątpliwości ze strony zarządu Pelicans, ponieważ pierwsze donosy mówiły o tym, że zaoferują Boogiemu maksymalny kontrakt, ale tylko na 2-3 lata, zamiast na 5, z klauzulami pozwalającymi im wycofać się z części pieniędzy, gdyby Cousins przestał grać w koszykówkę. Jeszcze w marcu DeMarcus śmiał się z takich propozycji na swoich mediach społecznościowych. Im bliżej było końca sezonu, tym więcej franczyz przyglądało się sytuacji w Nowym Orleanie zastanawiając się, czy warto dołączyć do składania ofert na Allegro, próbując wyciągnąć ryzykowną megagwiazdę na tańszym niż spodziewany kontrakcie. Ostatecznie okazało się, że wśród zespołów, które dbały o klimat w szatni i kierowały się polityką "No Cousins", tych, które nie miały dostatecznie pieniędzy, i tych, które nie chciały zawodnika, który mógł w tym sezonie nie zagrać, nie znalazł się nikt, kto złożyłby jakąkolwiek porządną ofertę.

W tym momencie na scenie pojawili się Golden State Warriors. Drużyna, która potrzebuje motywacyjnego kopa na kolejny wyczerpujący sezon, wierząca w moc swojej szatni temperującej najtrudniejsze charaktery, i nie bojąca się wydawać pieniędzy, starając się utrzymać przewagę nad ligą. Uważam, że tym razem całe NBA strzeliło sobie samobója, a Warriors po prostu wykorzystali stuprocentową sytuację. Mimo, że Golden State zaoferowało Cousinsowi tylko $5.3 miliona za jeden sezon gry (w przeciwieństwie do $30, na które liczył), to w jego oczach musieli stanowić znakomitą okazję do zbudowania formy bez presji. Jeśli Boogie nie wróci do gry na 100%, Warriors i tak wygrają tytuł. Jeśli wróci i rozszerzy ich zestaw taktycznych możliwości, jednocześnie dając odpocząć innym gwiazdom, to zbuduje swoją wartość na rynku, potencjalnie sięgając po kosmiczny kontrakt w przyszłym sezonie. Czy to niesprawiedliwe, że najlepsi się bogacą? W pewnym sensie tak, ale tym razem strach i niepewność wepchnęły nagrodę w ręce tych odważnych. Tak naprawdę dla Warriors forma Cousinsa nie ma żadnego znaczenia, ale ten eksperyment pokazuje jak niespodziewane ruchy są w stanie wykonać, żeby tylko powodować frustrację konkurentów.

Samemu Boogiemu, jak każdemu utalentowanemu zawodnikowi życzę jak najlepiej. Jego reputacja przyjmowała tylko negatywne ciosy w Sacramento, ale wieści z samego miasta donoszą, że po cichu wspierał wielkimi kwotami akcje charytatywne, nigdy nie odmawiał fanom spotkań i autografów, a do tego, mimo wszystko, pozostawał lojalny, odmawiając transferu do samego końca. W szatni Pelicans po jego odejściu panuje smutek, a jego relacja z Anthonym Davisem wyglądała na szczerą i pozytywną. Pomimo 8 lat w lidze, Cousins jeszcze nigdy nie grał w play-off, a jego szanse w poprzednim sezonie zdruzgotała kontuzja, dlatego nie widzę powodu, dla którego nie potrafiłby się wkomponować w mocną przecież charakterologicznie szatnię Golden State. Nie mam usprawiedliwienia dla Kevina Duranta, który wybierając Warriors poszedł łatwą drogą, ale przypadek DeMarcusa Cousinsa jest inny. Golden State daje mu szansę na odkupienie.

Michał