czwartek, 31 stycznia 2019

Szanowni Państwo, wasi New York Knickerbockers!

Drogi Mateuszu,

Kiedy jeden z najważniejszych zawodników w NBA, czyli Marquese Chriss z <sprawdzam na wiki...> Houston Rockets domaga się transferu, a mniej znany Anthony Davis ma w tym samym czasie czelność poprosić New Orleans Pelicans o to, aby wypuścili go wreszcie z więzienia błędnych decyzji i kiepskich sezonów, New York Knicks wykorzystują zamieszanie, aby w ich mniemaniu niezauważalny sposób, zrobić coś głupiego.

Kristaps Porzingis zrozumiał gdzie gra dosyć szybko. Jeszcze za czasów rządów Phila Jacksona odmawiał posezonowej rozmowy z naburmuszonym szefem i uciekał na Łotwę. Przecież widział wyraźnie krótkowzroczne ruchy transferowe i rozdmuchane kontrakty wydawane przebrzmiałym gwiazdom (Joakim Noah), albo niewartym tego zawodnikom (Tim Hardaway jr.). Potem obserwował wyganianie kijem Carmelo Anthony'ego, który nie dopraszał się przecież o "no trade clause" w kontrakcie. Na co dzień musiał prowadzić interakcje z jednym z najgorszych właścicieli w NBA, Jamesem Dolanem. Gdy zerwał więzadła, nie mógł być pewny, czy Knicks nie wykorzystają tego w negocjacjach i haniebnym obniżeniu wartości kontraktu, na który zasługiwał swoją grą. W końcu uznał, że ma dosyć przegrywania oraz otoczenia, i poprosił o prywatną konwersację na temat wizji rozwoju klubu ze Scottem Perrym, prezesem Knicks.

Jak się okazuje, szefowie NYK wykorzystali niezadowolenie KP przeciwko niemu, donosząc w mediach o tym, że marudzi na swój pobyt w Nowym Jorku, i stawiając go przed publiką jako czarny charakter w tej historii. Pod tą PR-ową przykrywką krył się jednak negocjowany wcześniej transfer z Dallas Mavericks, pozwalający Knicks pozbyć się kontraktów-albatrosów, a także niezadowolonego Porzingisa, wybranego przecież w drafcie jeszcze przez Jacksona. Tymi ruchami Scott Perry przygotował budżetowy grunt na ściągnięcie "prawdziwych" gwiazd do Nowego Jorku już latem. Gdy Knicks próbowali tego eksperymentu ostatnim razem w 2010, to zamiast LeBrona, Wade, czy Bosha, zatrudnili Amar'e Stoudemire i jego gumowe kolana. Być może tym razem mają jakieś informacje od np. Kevina Duranta, ale dopóki nie wybiegnie on w październiku na parkiet MSG w pomarańczowej koszulce, to nie mamy co wierzyć w insider trading, i powinniśmy traktować takie manewry jako czcze deklaracje.

Sama transakcja przedstawia się następująco: Kristaps, Courtney Lee, Tim Hardaway Jr. i Trey Burke idą do Dallas, w drugą stronę wędrują Dennis Smith Jr., Wes Matthews, DeAndre Jordan i prawdopodobnie dwa przyszłe wybory w drafcie.
Czego tu brakuje? Właściwej kompensacji, za jednego z najlepszych młodych graczy w lidze! Dennis Smith jeszcze nie zdążył niczego pokazać w lidze, i dopiero co 5 minut temu zaczął domagać się transferu. Nie wspominając już o tym, że Knicks mogli go wybrać zamiast Franka Ntilikiny w drafcie dwa lata temu. DeAndre Jordan w tym wieku okazuje się być balastem, zamiast pomocnym zawodnikiem. Wesa Matthewsa szkoda, ale jego termin przydatności, też powoli dobiegał końca. Dla Knicks najważniejszą informacją jest, że ich kontrakty kończą się latem, robiąc miejsce w budżecie na gwiazdy, a Smith ciągle ma nieodkryty potencjał.
Główną nagrodę w postaci Porzingisa zdobyło Dallas, jednocześnie biorąc na swoje barki zbyt wysokie kontrakty Lee i Hardawaya. Tajemnicą poliszynela jest jednak to, że każdy z tych zawodników (i nawet Burke) jest w stanie pomóc zespołowi. Lee to solidny weteran, trafiający trójki i broniący na rozsądnym poziomie, a Hardaway pomoże zdobywać punkty z ławki. Nie jest to specjalna kara za otrzymanie KP.

Czym ryzykują Mavericks? Po pierwsze, nadal nie wiadomo jak wygląda stan kolan gigantycznego, chudego kolesia, który co sezon boryka się z problemami zdrowotnymi. Dallas to jednak mądra organizacja, która na pewno spróbuje doprowadzić go do absolutnego porządku, i nie założy, że musi grać po 38 minut na mecz od powrotu. Po drugie, ze względu na możliwości kontraktowe Porzingisa, nie jest powiedziane, że przedłuży kontrakt z Mavericks. Już od tego momentu zacznie się gra negocjacyjna, ale wydaje mi się, że po obu stronach stołu istnieje chęć dogadania się. Na boisku nie mogę się doczekać sparowania Doncic -> Porzingis, bo Luka to najlepszy playmaker, z jakim przyjdzie grać KP w całej jego karierze.

Na oceny za wcześnie, ale fani Knicks po raz kolejny łapią się za głowy.

niedziela, 20 stycznia 2019

Mecz gwiazd sezonu 2018/19 - Kto zasługuje?

Drogi Mateuszu,

Zbliża się najważniejszy mecz sezonu, w którym zmierzą się "najlepsi" zawodnicy ze Wschodu, jak i Zachodu. W zeszłym roku dokonano poważnych zmian w systemie głosowania, oraz doboru składów, po to, aby nudny, wśród-meczowy konkurs wsadów wrócił do postaci prawdziwego meczu koszykówki, gdzie drużynom zależy na wygranej. Zasady są następujące:

Fani głosują na swoich ulubieńców, w tym roku wspierani przez Google. Jeśli wyszukasz nazwisko wybranego zawodnika, to możesz automatycznie oddać na niego głos, a masz ich dziesięć dziennie. Głos publiczności liczy się w 50%, i ta zmiana nastąpiła w odpowiedzi na sytuacje, kiedy niezasługujący i kontuzjowany Yao Ming wygrywał całościowe głosowanie w związku z faktem, że pochodził z kraju, który ma najwięcej ludzi na świecie. Pozostałe 50% rozdzielamy równo między dziennikarzy, oraz zawodników.
Niestety okazało się, że koszykarze, którzy tak często narzekają na niekompetencję pismaków, a także ich brak doświadczenia w graniu w lidze, nie podchodzą do głosowania specjalnie poważnie. Sporo z nich nie oddaje głosów na czas, część oddaje głosy na siebie, albo podaje żartobliwe wybory. Na całe szczęście eksperyment ze zmianą struktury głosowania możemy uznać za udany, bo w zeszłym roku obyło się bez niewytłumaczalnych decyzji.

W ten sposób wybierana jest pierwsza piątka, dwóch obrońców i trzech zawodników podkoszowych (zwróć uwagę na brak klasycznego centra, co ułatwia życie w momencie, kiedy klasowych w lidze po prostu nie ma). Pozostałych siedmiu graczy wybierają wszyscy ligowi trenerzy, którzy nie mogą głosować na swoich zawodników. Ich skład uzupełnia dwóch obrońców, trzech zawodników podkoszowych i dwie "dzikie karty". Jeśli ktoś nie może zagrać w meczu gwiazd przez kontuzję, trenerzy wybierają jego zastępstwo, i tak do skutku.

Kluczowe zmiany dotyczą jednak samego doboru składów. Od zeszłego roku przestaliśmy oglądać pojedynek Wschód - Zachód, bo w pewnym momencie zarząd NBA zrozumiał, że nikt nie będzie chciał oglądać milionerów odpoczywających po weekendzie imprezowania, niestarających się w ogóle grać w koszykówkę. Dlatego przywrócono zasady wuefowo-podwórkowe. Po dwóch stronach barykady stają zawodnicy, którzy otrzymali najwięcej głosów w swojej konferencji. W zeszłym sezonie byli to Steph Curry i LeBron James. Każdy z nich otrzymuje opaskę kapitana i wybiera sobie skład, bez względu na konferencję. Zaczynają od piątki wybranej w głosowaniu, a potem przechodzą do rezerw. Dzięki temu atmosferę podkręca honor wyłuskania prawdziwego talentu, a także sam proces wybierania. Zawodnicy nie zgodzili się na transmisję all-starowego draftu, być może ze względu na fakt, że ktoś poczuł by się urażony jako ostatni wybór. W tym roku mamy nadzieję, że przedmeczowe emocje trafią na nasze ekrany, ponieważ nie umiem sobie wyobrazić miny jednego z kapitanów, któremu sprzątnięto jego wybór sprzed nosa.

Do pełni szczęścia brakuje tylko wybierania 24 najlepszych graczy w lidze bez względu na konferencję, jednakże zmiany wprowadzone przez NBA ewidentnie przybliżają nas do idealnego rozwiązania (oby za tym poszły także zmiany w play-off). Na ten moment Wschód nie ma aż tylu utalentowanych zawodników, żeby usprawiedliwić pominięcie najlepszych graczy z Zachodu. Mimo wszystko, trzymam się obowiązujących zasad i przedstawię moje wybory do tegorocznego meczu gwiazd.

Wschód


Pierwsza piątka

G - Kyrie Irving
G - Kemba Walker
F - Joel Embiid
F - Kawhi Leonard
F - Giannis Antetokounmpo

Rezerwy

G - Victor Oladipo
G - Ben Simmons
F - Khris Middleton
F - Jimmy Butler
F - Blake Griffin
W -Domantas Sabonis
W - Nikola Vucevic

Smutna sytuacja na wschodzie kraju. Pierwsza piątka wygląda imponująco, kilku zawodników z rezerw też się do czegoś nadaje, ale patrząc całościowo? Wstyd. Kevin Love jest kontuzjowany i nie grał cały sezon, więc nie biorę go pod uwagę, John Wall i Wizards grają poniżej oczekiwań, dlatego nie otrzymują ode mnie żadnego szacunku. Wiem, że Bradley Beal wykonuje bożą robotę pod nieobecność swojego rozgrywającego, i dałbym się przekonać na wstawienie go za jedną z "dzikich kart", ale wolę wynagrodzić kogoś, kto rozgrywa sezon życia (Vucevic), i kogoś kto pełni jedną z najważniejszych ról, w jednym z najrówniejszych zespołów w całej konferencji (Sabonis). Domas zaczyna mecze z ławki, ale imponuje mi jego potworna skuteczność, rozwinięcie się pod każdym aspektem gry, i wykonywanie brudnej roboty na elitarnym poziomie. Gdy grał w Oklahomie, nie wykorzystywano jego atutów. Zamiast grania pod koszem i sprzątania śmieci pozostawianych przez niesprawne defensywny rywali, Billy Donovan zaparkował go na linii trzech punktów, gdzie miał grzecznie otrzymywać podania od Westbrooka i trafiać regularnie trójki, mimo że wcześniej tego nie robił. 

Victor Oladipo otrzymuje ode mnie nominację trochę na wyrost, bo gra słabiej niż w poprzednim sezonie, ale też nie rozczarowuje na całej linii, jak na przykład koledzy-obrońcy z Wizards. Smutne jest także to, że nie umiem wskazać kogoś, kto zasługuje na mecz gwiazd wśród 6. i 7. najlepszego zespołu konferencji, czyli Brooklyn Nets i Miami Heat. Gdyby Caris LeVert nie złamał kostki i grał tak, jak na początku sezonu, mógłbym zobaczyć go wśród najlepszych graczy ligi. D'Angelo Russell zaczął grać dobrze zbyt późno, a jeśli rozmawiamy o rezerwowych, to wolę to, co robi Sabonis, niż Spencer Dinwiddie, ale gdyby ktoś miał inne zdanie, to nie spierałbym się. Zgodnie z założoną konstrukcją całej drużyny, Miami Heat nie dysponuje żadnym wyróżniającym się zawodnikiem. Niedawno Erik Spoelstra dokonał taktycznej zmiany, i kazał grać Justise Winslowowi jako rozgrywającemu, co przyspieszyło karierę zawodnika z gigantycznym potencjałem, lecz trwa to za krótko, aby pozwolić mu zająć miejsce wśród elity.

Czy cała trójka z 76ers zasługuje na mecz gwiazd?... Tak. Uzasadniłbym nawet miejsce dla J.J. Redicka, którego obecność na boisku podnosi kwalitet ofensywny Philadelphii do elitarnych rejonów, ale poprzestanę na Embiidzie, Simmonsie i Butlerze.


Zachód

Pierwsza piątka

G - James Harden
G - Stephen Curry
F - Kevin Durant
F - LeBron James
F - Nikola Jokic

Rezerwy

G - Damian Lillard
G - Russell Westbrook
F - Paul George
F - Anthony Davis
F - Karl-Anthony Towns
W - DeMar DeRozan
W - Rudy Gobert


Ufff. Na Zachodzie jak zawsze ciężki temat. 3/5 pierwszej piątki podlega argumentacji. Po pierwsze Steph Curry, na bazie produktywności zasługuje na miejsce tutaj, ale z kolei zagrał mniej spotkań, niż Damian Lillard, który po raz kolejny ciągnie Trail Blazers w sezonie zasadniczym. Przyznaję miejsce Stephowi, ponieważ jego wyczyny sięgają limitów tego, co da się zrobić w koszykówce, i chcę żebyśmy (podobnie jak LeBrona) doceniali go, kiedy jeszcze gra. James i Lakers nie stoją w najlepszej pozycji. Pierwsza poważniejsza kontuzja Jamesa od niepamiętnych czasów obnażyła wszystkie słabości składu Lakers, gdzie nie mogłem wskazać żadnego zawodnika godnego zaszczytu występu w Charlotte. Na bazie tej różnicy między brak-LeBrona i obecność LeBrona wstawiam go do pierwszej piątki. Jeśli Paul George utrzyma defensywne tempo i wydajność w ofensywie, to na koniec sezonu zamieni się z Jamesem w pierwszej drużynie All-NBA. 

Czy Nikola Jokic to lepszy zawodnik od Anthony'ego Davisa? Raczej nie, ale Nuggets od początku sezonu prezentują siebie, jako prawdziwego kandydata do namieszania w play-off, a sam Nikola to najdziwniejszy zawodnik w lidze - center, którego centrum dowodzenia zarządza podaniami i czytaniem gry, a nie obroną i kasowaniem rywali pod koszem. Może niesprawiedliwie, ale nagradzam go za sukces zespołowy. 

Westbrook przestał umieć rzucać, w zamian zaczął przykładać się do defensywy i trochę bardziej angażuje kolegów do gry niż w poprzednich latach. Karl-Anthony Towns ożył zaraz po tym, jak znęcający się nad jego psychiką Jimmy Butler odszedł do Philadelphii, i zaczął grać na miarę swojego nieskończonego talentu. DeRozan otrzymuje ode mnie dużo szacunku za najtrudniejszą zmianę w lidze. Z jego perspektywy, Raptors wbili mu nóż w plecy, ale dzięki temu trafił do miejsca, gdzie potrafi się wykorzystać jego talent. W jego miejsce mógłby wskoczyć LaMarcus Aldridge, jednak co noc trudniejsze zadanie należy do DeMara. Utah Jazz i Rudy Gobert obudzili się w ostatnich tygodniach, stawiając szczelną blokadę przed koszem. Chociaż młody Mitchell również się obudził, to Rudy jest tym kolesiem, na którym naprawdę można polegać. 

Czy wybory na zachodzie mogą ulec w mojej głowie zmianie? Oczywiście. Z niecierpliwością czekam na wybór zawodników bez względu na konferencję, i rozczarowanie wschodnich "kandydatów", którzy budują CV w oparciu o rozwarstwienie społeczne. Mike Conley z Grizzlies nigdy nie zasłużył na All-Star? Wolne żarty. Miejmy nadzieję, że samo spotkanie przyniesie chociaż tyle emocji, co to zeszłoroczne. Kapitańskie opaski i wybór drużyny wzmagają konkurencyjność do znośnego poziomu, a niczego więcej nie oczekujemy od relaksującego weekendu.