wtorek, 16 października 2018

Zapowiedź sezonu 2018/19 - Portland Trail Blazers

Drogi Mateuszu,

Portland Trail Blazers jadą w pociągu z tą samą drużyną już od kilku ładnych lat. Maszynistą Damian Lillard, konduktorem C.J. McCollum, a logistykiem trener Terry Stotts. Nawet pasażerowie nie zmieniają się tak często, a dojazd do stacji play-off zawsze odbywa się o czasie. Wydaje się, że istnieje jednak prędkość, której tak obsadzony pojazd nie przeskoczy (szczytem okazało się wyeliminowanie Los Angeles Clippers w 2016, poza tym zazwyczaj w dziób w pierwszej rundzie). Czy nie należałoby się zastanowić nad zmianami w konstrukcji?

Do tej pory prezes Blazers Neil Olshey konsekwentnie opowiadał się przeciwko rewolucji, tłumacząc, że nawet jeśli zespół nie walczy o mistrzostwo, to istnieje inherentna wartość w oglądaniu kompetentnej koszykówki co rok. Nawet przy transferze Lillarda, ulubieńca kibiców, nie ma gwarancji, że uda się znaleźć kogoś, komu tak samo zależy na mieście i kibicach, i który zapewnia równie wysoki poziom na boisku. Stylowi gry Dame'a najbliżej do Stepha Curry, i to bez większej obrazy dla dwukrotnego MVP. Podobnie jak Steph, rozgrywający Blazers to czołówka ligi w rzucaniu trójek po dryblingu, i łamaniu serc kibicom przeciwnych drużyn w ostatnich sekundach meczu. Za każdym razem, kiedy Portland wychodzi na boisko, nabiera osobowości swojego kapitana - walecznej, agresywnej i nieustępliwej. Lillard traktuje wszystkich kolegów z drużyny jak prawdziwy lider, sprawdza czy mądrze przygotowują się do nowego sezonu, pociesza strudzonych i udziela rad młodzikom. Dzięki temu z Portland rzadko kiedy docierają narzekania na zespół, bo ciężko mieć problemy, kiedy najważniejszemu zawodnikowi zależy tak mocno. Jeśli Dame utrzyma formę z zeszłego sezonu (wybrany do najlepszej piątki sezonu), a nie powinno być z tym problemu, to Trail Blazers dysponują bazą, na której mogą oprzeć swoje oczekiwania co do sezonu.

O ile w wewnątrz organizacji rzeczy mają się jak się miały, problem stanowi jej otoczenie. W zeszłoroczny krwiożerczym pojedynku w konferencji zachodniej, doświadczenie Portland przeważyło, dając im trzecie miejsce w konferencji. W tym roku przynajmniej kilku pretendentów do tronu wzmocniło szyki, wzrok kierując ku górze tabeli. Załóżmy, że Portland ponownie wygrywa 49 spotkań - o ile pozycji obsuną się w tabeli? Czy fatalna porażka z New Orleans Pelicans nie symbolizowała oddania władzy w inne ręce?

Wiemy, co drużynie da Lillard, pewne oczekiwania mamy też do McColluma, którego rozwój w strzelca wyborowego zszokował nawet optymistycznych skautów. Ta dwójka gwarantuje Trail Blazers siłę rażenia gotową zaskoczyć wszystkich gigantów. Postęp, który muszą zrobić, dotyczy defensywy. Rozsądny wzrost i zdolności fizyczne Dame'a kłócą się z tym, jak słabo prezentował się w obronie, natomiast warunki McColluma nie przeszkadzają mu w ofensywie, ale do bronienia rzucających obrońców jest po prostu zbyt mały. Niektóre zespoły rozwiązują to ustawiając pod koszem centra eliminującego błędy mniejszych kolegów. Grający na tej pozycji Jusuf Nurkic też tak robi... czasami. Gdy mu zależy, Trail Blazers konstruują zaskakująco skuteczną defensywę, niwelującą niedociągnięcia Lillarda i C.J.. Nurkiciowi zdecydowanie zbyt często nie zależy. Wielkość jego ciała (nawet na skalę NBA) powoduje, że zawsze stanowi przeszkodę w drodze do kosza, ale dopiero przy pełnym zaangażowaniu widać, jak uprzykrza życie atakującym.

Reszta składu to uzupełnienie tej trójki. Nikt nie wychyla się ze swojej roli, chociaż przy podpisanych umowach może powinni. Szczególnie rażący kontrakt: Evan Turner otrzymuje $18 milionów na sezon, bez szczególnie wyróżniającej się umiejętności. Nieźle rozgrywa akcje, ale od tego w zespole są gwiazdy, z kolei do zbierania piłek Portland ma zawodników podkoszowych. W tym roku Trail Blazers podobno wypróbują go w roli lidera ławki, więc jeśli jego gwiazda jeszcze ma zaświecić w Oregonie, to nadszedł najwyższy czas.

Ponieważ Portland zawsze trzyma się wysokich standardów (podobnie jak Miami Heat), nie mają w składzie mocno rozwojowych zawodników wybranych w drafcie. Wyjątek stanowi były kolega Przemka Karnowskiego z Gonzagi, czyli drugoroczniak Zach Collins. Wszystkie teoretyczne umiejętności defensywne, podaniowe i rzutowe zamknięte są na razie w gigantycznym, 20-letnim ciele. W dobrym zespole potencjał ocenia się na bazie błysków, stopniowo wprowadzając zawodnika do drużyny. Każda dobra piłka, rzut, czy ruch od Collinsa sugerowały, że mamy do czynienia z prawdziwym talentem. Rzucając okiem na czyste statystyki nie ma się czym zachwycać, ale Portland może pozwolić sobie na to, aby dobrą minutę Collinsa na boisku zmienić w drugim sezonie w dobre dwie minuty. Warto zwrócić uwagę na ten krótki czas, kiedy Collins znajduje się na boisku, bo może on oznaczać więcej niż 35 minut np. Trae Younga. 

Całością zarządza jeden z najdłużej pracujących trenerów w lidze. Kiedy uniknął zwolnienia po hańbie z Pelicans, można było ocenić Trail Blazers dwojako. Z jednej strony cały czas taplają się w tym samym sosie, ale z drugiej (dla mnie, zwolennika długoletnich trenerów) dali szansę jednemu z najbardziej kreatywnych trenerów w lidze, na dalszą pracę ze znanym sobie składem. Za swojego coacha ręczył też Lillard, a jemu franczyza nie chce dawać żadnych argumentów do odejścia. Stotts wie z kim pracuje, rozumie zalety i ograniczenia personelu. Wykonanie dobrej roboty w tym sezonie może oznaczać po prostu awans do play-off. Będzie ciężko.

Przewidywania

Ciężko nie wierzyć w zespół, który gra ze sobą tak długo. Las Vegas wykłada na to pałę (over/under 41.5). Chciałem wziąć under, gdyby ustawili zakład blisko zeszłorocznego rezultat. Tak, to nie mam wątpliwości, że Portland zaskoczy oczekiwania obstawiających. 44-38.

2 komentarze: