czwartek, 4 października 2018

Zapowiedź sezonu 2018/19 - Detroit Pistons

Drogi Mateuszu,

Wczytywanie się w skład i budżet Detroit Pistons służy tylko pogłębianiu epizodów depresyjnych. Przeprowadźmy analizę kto odpowiada za taki stan rzeczy.

Całość NBA zmierza do zrozumienia przynajmniej dwóch prawd - rzut za trzy warty jest więcej niż ten za dwa; dyrektor sportowy nie powinien być jednocześnie trenerem, a trener dyrektorem sportowym. Jedna po drugiej, uczące się na błędach franczyzy rezygnują z modelu władcy absolutnego - Doc Rivers w Los Angeles Clippers stracił część władzy, akceptując pozostanie trenerem, Tom Thibodeau w Minnesocie za chwilę pożegna się z pracą, a Gregg Popovich stanowi wyjątek od reguły. Detroit przed sezonem zachowało się mądrze, i poprosiło Stana Van Gundy, aby oddał moc transferową w inne ręce. Jako szkoleniowiec starej szkoły, Van Gundy nie zgodził się na takie rozwiązanie, i pożegnał się z pracą. Jego spuścizna pozostanie z zespołem na długie lata.

Widzisz, przed erą rozsądnego zarządzania koszykówką, Detroit Pistons rządzili na wschodzie. Od 2003 do 2008 co sezon docierali minimum do finału konferencji, zdobywając tytuł w 2004 roku. Gdy ta magiczna drużyna dotarła do swojej daty ważności, Pistons pogrążyli się w średniactwie, rzadko dając sobie szansę na naprawdę na wybranie prawdziwej gwiazdy w drafcie, a jednocześnie nie zbliżając się nawet do play-off. Architekt wcześniejszych sukcesów, Joe Dumars, okazał się nieprzygotowany intelektualnie do starcia ze zmieniającą się ligą. Bzdurne transfery i przepłacone kontrakty spowodowały, że jego gwiazda przygasła w Detroit, a nowi właściciele zdecydowali się zadzwonić do sprawdzonego trenera, zachęcając go zapewnieniem pozycji dyrektora sportowego. Po tym jak bezceremonialnie pożegnano się z Van Gundym w Orlando (które doprowadził między innymi do finałów), pełna kontrola nad składem była spełnieniem jego marzeń.

Łączenie obu zawodów to głupi pomysł ponieważ nakład pracy na każdej pozycji przedstawia się gigantycznie. W przypadku mocniejszego zaangażowania w politykę transferową, odpuszcza się dokładność treningów, a jeśli oddaje się serce treningowi, to nie ma czasu na zgłębianie niuansów salary cap i szczegółowe poznawanie reszty ligi. O jakości pracy świadczy też inny zbiór kompetencji miękkich. Dyrektor sportowy musi wykazać się chłodną głową, analitycznym podejściem do drużyny, i długofalowym myśleniem. W sferze rozmyślań menedżera pojawiają się takie kwestie jak: "czy warto przegrać kilka spotkań teraz, żeby przyszłość była jaśniejsza?". Dla trenera takie myśli to anatema, ponieważ jego głównym zadaniem jest przygotowanie zespołu do wygrania każdego spotkania, pal licho przyszłość. Gdy właściciele klubu obsadzają obie pozycje tym samym człowiekiem muszą liczyć się z ciągłym wewnętrznym konfliktem trenera-dyrektora sportowego.

Oczywiście Pistons nie okazali się wyjątkiem, a prawie wszystkie manewry Van Gundy'ego świadczyły o tym, że interesuje go tylko tu i teraz. W połowie poprzedniego sezonu doszło do ostatecznego zwycięstwa trenera nad dyrektorem, kiedy Stan Van zapragnął ściągnąć do Michigan jakąś gwiazdę ligi, jednocześnie ratując swoją chwiejną pozycję. Swoją "ofiarę" upatrzył w Los Angeles Clippers, gdzie starzejący się Blake Griffin przestał pasować do nowej filozofii odbudowy (wprowadzonej przez faktycznych dyrektorów, a nie trenera). Wymiana uwzględniała dwóch dobrych zawodników i wybór w drafcie ze strony Pistons, oraz Griffina i pierdoły ze strony Clippers. Przez moment w Motor City zapanowała euforia, gdy sparowanie Andre Drummond na centrze i Griffin na silnym skrzydłowym pozwoliło wygrać cztery spotkania z rzędu. Iluzja szybko opadła, gdy Blake'a dopadły spodziewane problemy zdrowotne, a Pistons zajęli 9 miejsce w konferencji, cztery wygrane za Wizards na 8. miejscu. Stan Van Gundy, zgodnie z oczekiwaniami, pożegnał się z pracą, a Detroit zostało niczym Himilsbach z angielskim z 4-letnim kontraktem Griffina opiewającym w ostatnim roku na $39 milionów!

Dlaczego w zapowiedzi przyszłego sezonu skupiam się tak mocno na przeszłości? Ponieważ w tym sezonie nic się nie zmieni. Pistons mają ulokowaną grubą kasę w trzech zawodników: Griffin, Drummond i Reggie Jackson, a każdy z nich przynosi zestaw konkretnych wad. Z Griffina zaczyna uciekać atletyzm na którym mocno opierał swoją wczesną dominację. W późniejszych latach z Clippers Blake rozwinął inne aspekty swojej gry, stając się jednym z najlepszych podających na swojej pozycji i doprowadzając swój rzut z dystansu do akceptowalnego poziomu. Jednakże Griffin w prime przerażał przeciwników wjazdem pod kosz i absurdalną skocznością. Tego już nie ma (podobnie jak zdrowia i defensywy). Andre Drummond (28 baniek na sezon) przez całą karierę rzucał wolne ze skutecznością 40%. W poprzednim sezonie podniósł ten rezultat do akceptowalnych 60%, ale uwierzę jak zobaczę. Drummond to nie jest zły zawodnik, ale po prostu słabo pasują do siebie z Griffinem, jako że obaj operują blisko kosza, a aż tyle miejsca tam nie ma. Reggie Jackson to średni, samolubny rozgrywający, który ma wieczne problemy z kontuzjami. Gdyby ten tercet grał razem przez cały sezon to nie miałbym wątpliwości co do awansu do play-off w słabiutkiej konferencji. Bardziej prawdopodobne zdaje się, że zagrają razem ~40 spotkań.

Zadanie poukładania żałośnie przepłaconego składu otrzymał były trener Toronto Raptors, czyli Dwayne Casey. Tym razem nie popełniono błędu i nie zagwarantowano mu dwóch etatów. Casey to dobry szkoleniowiec dbający o szczegóły w defensywie, i rozwijający młodych zawodników. W Detroit stanie przed dużym wyzwaniem próbując sklecić coś co przypomina spójny zespół z dziwnego zbioru zawodników.

Ten sezon dla Detroit wydaje się bezcelowy.

Czy mogą awansować do play-off? Mogą
Czy mają za dużo talentu, żeby w razie braku awansu wybrać wysoko w drafcie? Mają.
Czy odchudzenie składu wymagać będzie transferowej magii? Będzie.

Detroit Pistons, witamy w piekle średniactwa. Proszę rozsiąść się wygodnie, bo spędzimy tu razem następne trzy lata.

Przewidywania

Las Vegas mówi 37.5 zwycięstw. Na to odpowiadam over, i play-off z żałosnym wynikiem końcowym - 38/44

4 komentarze:

  1. Jack: 33-49 Obstawiam, że pójdą drogą reszty miasta hehe

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem drużynie brakuje dobrego poukładania przez trenera, który zbierze zawodników, wprowadzi swoją filozofię gry poukładaną pod posiadany skład. Zobaczymy może c.Casey sobie z tym poradzi. Dwa, drużynie brakuje po prostu ducha gry... Zobaczmy przykładowo drużyny mistrzowskie Pistons z konca lat '80 i 2003/4. Patrzymy na silnie zintegrowane ekipy, które posiadały swoje identity.Chyba "Bad boys" mówi samo za siebie. Dlaczego chociażby patrzymy na sukcesy Spurs, przez tak długi okres czasu? Czy były to ekipy złożone z supergwiazd jak chociażby teraźniejsi Warriors, którzy co roku tak o sobie dokładają jedną gwiazdę do piątki? Ależ skąd. To właśnie dbałość Popa o relacje zawodników także poza boiskiem, czy salą treningową oraz rygorystyczny dobór kadry, gdzie często odrzucano dobrych zawodników, bo charakterem nie pasowali do ekipy uczyniły ten zespół tak dobrym. Wracając do Pistons. Dziwi mnie jak często myśląc o tym zespole popadamy w pewne złe myślenie. No bo jak myślimy o Pistons to co? A Ci co dużych zawsze mieli przypakowanych i obrona i cały czas w pole trzech sekund. Oczywiście, że nie. Dwie drużyny mistrzowskie Pistons nie miały przecież klasycznego w ujęciu lat '80, '90 i '00 centra. Laimbeer, 33% za trzy... utalentowany rzutowo, Ben nie był wcale taki wysoki, np. Przy Shaqu wydawał się bardzo niski. Popatrzmy też na czym opierała się koszykówka Pistons w latach świetności. Na pick&rollu. Dużo mówi się o Warriors i jak to oni zmienili koszykówkę, że te trójki tak rzucają i fakt no rzucają. Ale jak do tego doszli... Popatrzmy na Warriors sprzed Duranta. Ilość zasłon na dole i pick&rolli na górze była wprost olbrzymia. I wykorzystania tego picka właśnie brakuje u naszych kochanych Tłoków. Czego jeszcze brakuje? Ano ławki brakuje i to bardzo brakuje. Nie ma jej prawie. Nie ma luda po prostu. W nowej NBA, gdzie gra idzie w stronę oddawania miliona rzutów w meczu dobra ławka jest czasem nawet bardziej wartościowa niż gwiazdy w 1 piątce, bo teraz wygląda to tak, że to co starterzy uciułają, ława straci. Kończąc mój wywód mam nadzieję jak wierny fan Pistons, że niedługo zobaczymy znowu Tłoki w playoffach, że będziemy mogli oglądać i zachwycać się meczami gdzie wynik nie będzie przekraczał 80 punktów (Tak były takie, chociażby seria z Pacers w 2004.) i będziemy oglądać meczę z MoTown transmitowane w maju i czerwcu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fanie Detroit, życzę dużo cierpliwości!

      Casey to bardzo dobry trener na poukładanie istniejących już klocków (przynajmniej na sezon zasadniczy), który wprowadza integrację, o której piszesz. Najważniejsi gracze, czyli Griffin i Drummond wydają się szanować jako koledzy, natomiast mam wątpliwości co do ich wspólnego egzystowania na boisku.

      "Dlaczego chociażby patrzymy na sukcesy Spurs, przez tak długi okres czasu? Czy były to ekipy złożone z supergwiazd jak chociażby teraźniejsi Warriors(...)"

      Tim Duncan do końca kariery, Tony Parker przez 6-7 lat i Manu Ginobili przez 8 byli lepsi niż ktokolwiek w OBECNYM zespole Pistons. Sam Pop mówił, że nie mógłby wprowadzić tej kultury, gdyby nie fart obecności Duncana w zespole. Obie te rzeczy są nierozłączne, a obecni Spurs korzystają na zbudowanych przez lata fundamentach. Detroit sprzed dekady takie miało, ale wspólna praca Joe Dumarsa, Stana Van Gundy i innych w trakcie zburzyła te fundamenty.

      "Popatrzmy na Warriors sprzed Duranta. Ilość zasłon na dole i pick&rolli na górze była wprost olbrzymia. I wykorzystania tego picka właśnie brakuje u naszych kochanych Tłoków"

      Nawet teraz głównym wariantem gry Warriors jest pick&roll, tylko że mają o wiele więcej opcji niż każda inna drużyna w lidze. Steph - Durant, Steph - Klay, Draymond - Durant, Durant - Steph etc. etc. Pistons AD2018 też tak mogą, tylko nie umieją, kiedy Reggie Jackson leczy kolana. Chociaż gdy Blake Griffin jest zdrowy potrafi pełnić rolę rozgrywającego.

      "Czego jeszcze brakuje? Ano ławki brakuje i to bardzo brakuje. Nie ma jej prawie. Nie ma luda po prostu"

      Tak jest jak się świga wyborami w drafcie na lewo i prawo, i wybiera Luke'a Kennarda ;)

      "Kończąc mój wywód mam nadzieję jak wierny fan Pistons, że niedługo zobaczymy znowu Tłoki w playoffach"

      Patrząc na wschód nie zdziwiłbym się, gdyby to było w tym roku. Charlotte, Cavaliers i Miami to bezpośredni rywale. Griffin, Drummond i Jackson to najlepsza trójka spośród tych zespołów. Pytanie brzmi jak zdrowie.

      "gdzie wynik nie będzie przekraczał 80 punktów "

      Please, god, no.

      Pozdrawiam!

      Usuń