czwartek, 11 października 2018

Zapowiedź sezonu 2018/19 - Miami Heat

Drogi Mateuszu,

Okres w którym Miami Heat stanowiło centrum układu słonecznego NBA, grawitacyjnie ściągając do siebie największe gwiazdy, zakończył się wraz z odejścieme LeBrona Jamesa do Cleveland. Od tamtego momentu, zarząd wybrał zupełnie inną drogę budowania drużyny. Obecnie w składzie nie ma żadnej megagwiazdy, zawodników przeciętnych, dobrych i bardzo dobrych, lekko przepłaconych, wznoszonych na troszeczkę wyższy poziom dzięki przykładaniu się Heat do rozwoju zawodników.

Na ten moment największym atutem Miami wydaje się być kultura wyrobiona przez lata pod rządami Pata Riley, jedynego prezesa do spraw sportowych w lidze, którego zdanie liczy się na równi z właścicielem. Rileys, jako trener, w latach 80. wygrywał mistrzostwa z Los Angeles Lakers, później zmienił Knicks z pośmiewiska w kandydatów do tytułu, a z Heat zdobył jedno trofeum w 2006. Franczyza w Miami powstała stosunkowo późno, bo w 1988, a nowe drużyny NBA z zasady przechodzą ciężkie bicie.
Kiedy tylko Pat dotarł na Florydę to prędko zmienił postrzeganie zespołu, wprowadzając rygor oraz poczucie przynależenia do rodziny każdego z graczy i pracowników. W przeciwieństwie do obowiązujących standardów, Heat od 1995 zatrudniało tylko trzech trenerów. Jednym jest Riley, a drugim pracownik korporacji od najniższego szczebla, Erik Spoelstra (zaczynał jako koordynator wideo w piwnicy). Pomiędzy nimi w Heat znalazł zatrudnienie "obcy" Stan Van Gundy, o którym więcej można poczytać w zapowiedzi Detroit Pistons. Taka organizacyjna stabilizacja była jedną z ważniejszych przyczyn, dla których LeBron James zdecydował się opuścić Cleveland i połączyć siły z Dwyanem Wadem i Chrisem Boshem.

Po zakończeniu ery gwiazd, od czterech lat Heat na zmianę docierają do play-off, albo kończą tuż poza nimi. Utrzymując taki poziom kompetencji muszą szukać następnego sposobu, aby ponownie przyciągnąć absolutnie topowych zawodników. W 2010 plan jawił się jasno - w budżecie zostawili dostatecznie miejsca na trzy maksymalne kontrakty (Wade, Bosh, James). Reszta ekipy uzupełnili weterani, niedoceniani młodzicy, i gracze próbujący zdobyć mistrzostwo, gotowi grać w Miami za śmieszne pieniądze. Ta sytuacja się nie powtórzy, gdyż Heat zainwestowało poważne środki w co najmniej trzyletnie umowy dla swoich zawodników. Jedyną drogą do powrotu w glorii chwały są mądre transfery, dlatego Miami tak mocno uczestniczy w negocjacjach z Minnesota Timberwolves w sprawie sprowadzenia Jimmy Butlera. 

Gdy patrzę na umowy Heat w arkuszu kalkulacyjnym, to widzę atrakcyjne kąski transferowe, gdyby tylko kontrakty opiewały na dwa-trzy miliony mniej, albo były rok krótsze. Nawet mocno przepłacony center Hassan Whiteside, znalazłby nowy dom z rocznym, a nie dwuletnim kontraktem. Tyler Johnson i James Johnson to bardzo fajni zawodnicy, pasujący do etosu Heat... za 3 miliony mniej na sezon. Goran Dragic, słoweński rozgrywający zarabia tyle ile mu się należy, ale w wieku 32 lat zostało mu mało czasu w NBA.
Na tę chwilę Heat posiadają trzy aktywa, którymi mogą rozgrywać na rynku transferowym: Josh Richardson to agresywnie broniący zawodnik obwodowy, z fundamentalnymi umiejętnościami rozprowadzania akcji, który zarabia około $10 milionów na sezon przez następne 4 lata. Niewygórowana kwota za gościa, który podniósłby poziom praktycznie każdej drużyny. Oprócz niego, Heat rozwijają dwóch młodych zawodników: Justise'a Winslowa i Bama Adebayo. Pierwszy stanowił łakomy kąsek podczas draftu, ale wyhamował przez kontuzje. W tym roku staje przed ostatnią szansą, aby udowodnić Heat, że warto w niego zainwestować. Drugi wygląda jak współczesny szybki center z rzutem z dystansu, który dysponuje największym potencjałem eksplodowania w górną stratosferę ligowych zawodników. Miami może poświęcić przynajmniej jednego z nich w celu pozyskania topowego gracza.

No dobrze, ale co z tym sezonem?

Dla franczyzy która ocenia się poprzez mistrzostwa, oczekiwany awans do play-off to nie prawdziwy sukces. Z drugiej strony ciężko oczekiwać od nich czegoś więcej. Jeśli za elitę na wschodzie uznajemy Boston, Toronto i 76ers, to Heat wrzucamy do grupy drugiej, razem z: Wizards, Bucks, Pacers. Granica możliwości Miami znajduje się jednak bliżej, ze względu na brak prawdziwej, dominującej gwiazdy, jak John Wall w Waszyngtonie, Giannis Antetokounmpo w Milwaukee, czy Victor Oladipo w Indianie. Przy znakomitym indywidualnym sezonie, każdy z tych zawodników może zaciągnąć swój zespół do 5-6 zwycięstw więcej. Biorąc pod uwagę fakt, że Miami ma najlepszego trenera z wymienionych zespołów, oczekuję, że Heat rozbiją niedoświadczone zespoły i słabszych fizycznie przeciwników. Problem pojawi się w pojedynkach, w których jeden zawodnik będzie miał przejąć na odpowiedzialność za zakończenie spotkania. Rozmowy transferowe, w których na pewno Heat będzie uczestniczyć mogą spowodować duże różnice w składzie na koniec sezonu.

Przewidywania

Las Vegas stawia over/under całkiem nisko, tak jakby podważając system Heat, zapominając, że grają w konferencji wschodniej: 41.5. Całkiem spokojnie odpowiadam zatem, że Heat wygrają 44 spotkania, przegrywając 38. 

2 komentarze: