środa, 2 maja 2018

Gdzie się typki spieszą, tam się buksi cieszą


Drogi Mateuszu,

Spójrzmy jak poszło nam typowanie w pierwszej rundzie:

Michał: 5 wyników trafionych, w tym 2 dokładnie. Poległem przede wszystkim za zachodniej konferencji, nie wierząc w Jazz i Pelicans.

Mateusz: 5, w tym 3 dokładnie. Dałeś szansę Timberwolves odebrać jeden meczyk Houston i dokonali tego.

Jack: 7, ale żadnego wyniku dokładnie. Okazuje się, że trzeba było jeszcze mocniej wierzyć w Utah (szkoda, że będą musieli się za tydzień pożegnać z sezonem, bo Houston wygląda na nie do zatrzymania)

Troszeczkę komentarza do poszczególnych serii, i usprawiedliwienia (zapomnijcie, nigdy nie należy mieć żadnych wymówek).

Toronto Raptors - Washington Wizards

To, że Toronto nie przeżyło kolejnego koszmaru z Wizards wyniknęło ze starcia dwóch sił: Po jednej stronie Toronto z nową osobowością, częściej podające, z najmocniejszą ławką w lidze, i po raz pierwszy pewnie grającymi gwiazdami (Lowry i DeRozan), a po drugiej wewnętrznie skłócony, utalentowany zespół Wizards, którzy w erze Walla, Beal i spółka nigdy nie dotarli do takiego poziomu, jakiego oczekują od nich znudzeni fani. Play-off zazwyczaj promuje zespoły, w których supergwiazdy odgrywają najważniejszą rolę, ale w tym wypadku nawet bardzo dobra gra Johna Walla okazała się niewystarczająca na konsekwencję i głębię składu Raptors. Nie było tak, że w którymkolwiek spotkaniu Toronto pozostawiło Wizards bez złudzeń, a przy trochę lepiej nastawionych celownikach, to mielibyśmy bardziej zaciętą serię, ale tak naprawdę Waszyngton potrzebuje trochę przewietrzenia. Mylą się jednak polskie serwisy sportowe sugerujące, że na 100% skończyła się era Marcina Gortata w Wizards, bo Polish Hammer w następnym sezonie zarobi 15 baniek, a żyjemy w erze, gdzie jego gatunek centra trochę odchodzi do lamusa, i zarabia raczej 5 milionów na sezon. Jeśli Wizards go wytransferują, to nie ze względów sportowych, ale dlatego, że partnerowi transferowemu będzie się to opłacać finansowo (kontrakt Gortata kończy się w lecie 2019, czyszcząc miejsce na inne pensje).

Boston Celtics - Milwaukee Bucks

Ta seria pokazuje, że posiadanie dobrego trenera to luksusowa sytuacja i przewaga nad być, albo nie być. Brad Stevens poukładał Celtics wokół Jaylena Browna i Ala Horforda, zapominając o tym, że tam, gdzieś daleko w odwodzie stoją niecierpliwie czekający na powrót Kyrie Irving i Gordon Hayward (swoją drogą Boston w przyszłym sezonie będzie absolutnym potworem). Naprzeciwko Stevensa stanął Joe Prunty, którego jest mi trochę szkoda, bo śmiał się z jego nauczycielowego wyglądu, rotacji zawodnikami i amnezji na rozwiązania, które pomagały Bucks. W kilku meczach skład Milwaukee, któremu Celtics nie mogli się przeciwstawić, ustawia Giannisa na pozycji centra, a wokół niego czterech strzelców z dystansu. Takie rozwiązanie nie wchodzi w grę na cały mecz, ponieważ Giannis nie waży tyle, aby walczyć z większymi od siebie zawodnikami przez 35 minut, ale gdyby umiejętnie taką piątkę wykorzystać, zamiast uparcie grać 40-letnim Jasonem Terry, i konsekwentnie wystawiać słabo odnajdującego na boisku się Johna Hensona, to praktycznie kryminał. Szacunek dla Giannisa, że dowiózł trzy spotkania dla Bucks, ale w realnym świecie z prawdziwym trenerem w następnej rundzie oglądalibyśmy Jelenie.

Philadelphia 76ers - Miami Heat

Podobna sytuacja, jak u góry. Erik Spoelstra z Miami nie posiada drużyny wypełnionej po brzegi talentem, ale zawsze składa z niej takiego robota, który zamiast pięknie atakować, to profesjonalnie wchodzi w drogę swoim przeciwnikom, zmuszając ich do popełnienia błędów. Różnica polegała na tym, że Brett Brown to prawdziwy trener, umiejący reagować na wydarzenia na boisku, a Joel Embiid (który wrócił dopiero w meczu nr 3) i Ben Simmons razem, stanowią więcej niż sam Giannis. Philly przyjęła jednego w papę na otrzeźwienie od Bostonu na otwarcie drugiej rundy, i zobaczymy jak to pójdzie dalej.

Cleveland Cavaliers - Indiana Pacers

Obserwujcie znakomitość LeBrona Jamesa uważnie, bo Cleveland to nawet nie skład węgla i papy, bo węgiel jest przecież przydatny. Każda minuta, kiedy LeBron siedziała na ławce groziła zatonięciem Titanica, a gdy wracał to sam przesuwał z drogi górę lodową. Pacers okazali się dobrą + drużyną z wielkim sercem, ale przy takim przeciwniku w play-off trzeba wykorzystywać wszystkie szanse, a oni przynajmniej dwa spotkania przegrali na własne życzenie. Skład Indiany wygląda na rozwojowy, więc mam nadzieję, że spotkamy ich na podobnym etapie, przeciwko łatwiejszemu rywali w przyszłym sezonie, ale opowieść ich tegorocznego występu to może też być jednostrzałowiec (chociaż chuj z tym, właśnie spojrzałem na resztę Wschodu, i nie ma szans, żeby ktoś tam wypalił przed nich - największe szanse daję Knicks i Bulls, w zależności od rozegrania draftu).

Houston Rockets - Minnesota Timberwolves

I po co nie dali wejść Denver Nuggets, jak tak mieli zagrać? Ucierpiała reputacja Toma Thibodeau i Karla-Anthony Townsa. 

Golden State Warriors - San Antonio Spurs

Spurs to zupełne przeciwieństwo Timberwolves w tej serii. Talentu zdecydowanie mniej, zwłaszcza, że Kawhi Leonard cały czas siedzi w Nowym Jorku, boli go udo, doradzają mu bardzo złe duszki (najgorszy jest wujem, który ma "dobre" porady i chce dla siostrzeńca jak "najlepiej"), 40-letni Manu Ginobili przygotowuje się 48 godzin, żeby zagrać 20 minut, a oprócz Aldridge'a reszta drużyny to no-name'y. Na dodatek do tego wszystkiego, w trakcie serii okazuje się, że zmarła chorująca od wielu lat żona Gregga Popovicha, Erin. Gregg słusznie zostawia sport i wraca do rodziny, San Antonio pogrąża się w żałobie, a drużynę przejmuje Ettore Messina. A i tak zawodnikom ciągle wystarcza odwagi i ducha, żeby przynajmniej postawić się Golden State (może nie tak poważnie, ale mimo, że wynik taki sam co w serii wyżej, to jednak posmak pozostał zupełnie inny). Niestety nie wiadomo co z przyszłością zarówno Leonarda, jak i Popovicha, ale szczerze kibicuję, żeby San Antonio odbudowało się jak najszybciej. Z drugiej strony Golden State zagrało bez Stephena Curry'ego leczącego kolano, i tak naprawdę jadąc na 2., czasami 3. biegu przekonało mnie, że pędzi po prawie gwarantowane mistrzostwo, chyba że Houston pokonają wszystkie play-offowe demony. 

Portland Trail Blazers - New Orleans Pelicans

Ufff, zarząd Portland mówi, że nie będą panikować i dokonywać pochopnych zmian, ale te dźwięki, które słyszycie z daleka, to tłum ekspertów doradzających jakim trenerem zastąpić Terry'ego Stottsa, którego z dwójki Damian Lillard - C.J. McCollum wytransferować, i jaki otrzymać za nich zwrot, oraz jak wysoki kontrakt zaoferować Jusufowi Nurkiciowi. Ja jednak jestem zdania, że Portland trafiło na ewidentnie nie pasującego im przeciwnika, nie mają np. kim bronić Anthony Davisa, a nikt nie spodziewał się też, że Rajon Rondo wróci, a Jrue Holiday osiągnie tak wysoki, gwiazdorski poziom. Dame i C.J. (po części ze względu na wzmożoną obronę Pels) rzadziej trafiali niż w sezonie regularnym, i nigdy nie odnaleźli tego rytmu dającego im szansę odwrócić losy każdego meczu. 4-0 to szokujący wynik, ale widzę pozytyw np. w rozwoju Zacha Collinsa, pierwszoroczniaka, który pokazał mi kilka rzeczy, dzięki którym optymistycznie zapatruję się na jego rozwój w przyszłym sezonie. Po stronie Pelicans pewna wygrana zbudowała dobrą wolę i nadzieję na to, że może z Demarcusem Cousinsem ze zdrowym Achillesem, ten zespół może zajść jeszcze dalej? Na razie Golden State pokazują im, że droga na szczyt daleka i ciernista, ale wiara w pozostanie AD w Nowym Orleanie troszeczkę wzrosła.

Utah Jazz - Oklahoma City Thunder

Nigdy nie należałem do fanklubu Carmelo Anthony'ego. Manewry karierowe zrozumiem – wymusił przeniesienie się do największego miasta w Stanach (teoria spiskowa głosi, że za tym ruchem stała jego żona, półcelebrytka), zarobił tryliony bimbalionów, nigdy nie podpisując kontraktu za grosik mniej niż mu się należało, i czasem se awansował do play-off. Wkurzał mnie jako zawodnik, mniej pracowity niż Kobe, i mniej bezwzględny niż Russell Westbrook. Optymalne posiadanie piłki według Melo to otrzymanie jej zaraz przed linią rzutu za trzy, trzymanie przez 10 sekund, majtnięcie nogą trzy razy (co stanowiło jego "drybling") i matematycznie mało wydajny rzut, bez zwrócenia uwagi na to, jak ustawieni byli koledzy. Gdy grał na igrzyskach, to wpasował się w drugoplanową rolę, udowadniając, że gdzieś w środku istnieje Melo,który gra dla drużyny i rozsądnie, ale w głowie Melo to jest hańba dla jego rodu, i on sobie będzie grał po swojemu.
Carmelo Anthony nie był głównym powodem, dla którego OKC przegrało tę serię, ale patrząc po statystykach, zastanawiam się, czy nie pudłował tych czystych rzutów celowo, na złość. Westbrook i George mieli po jednym spotkaniu, gdzie wpadało im wszystko co kierowali w stronę kosza, a w pozostałych meczach Utah planem taktycznym wypunktowało wszystkie mankamenty teoretycznie bardziej utalentowanego rywala. Wracając do mojego postu o Rookie of the Year, muszę dodać kolejny punkcik dla Donovana Mitchella, ponieważ wziął na swoje barki ofensywę Jazz w czwartych kwartach, i zrobił to na tyle dobrze, że OKC zastanawia się jak suchy okaże się przyszły rok z Westbrookiem i Anthonym (mój typek - George po długim zastanowieniu zniknie z Oklahomy), a Utah właśnie testuje samych siebie na Houston, szukając miejsc, gdzie musi się poprawić, żeby rywalizować z największymi rywalami konferencji zachodniej.

Sorry, że nie zrobiliśmy typków na drugą rundę (myślałem, że start będzie, kiedy skończą się wszystkie mecze pierwszej rundy, o ja naiwny), ale na finały konferencji zrobimy kolejny post.

Michał




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz