Drogi
Mateuszu,
Spójrzmy
jak poszło nam typowanie w pierwszej rundzie:
Michał:
5 wyników trafionych, w tym 2 dokładnie. Poległem przede wszystkim
za zachodniej konferencji, nie wierząc w Jazz i Pelicans.
Mateusz:
5, w tym 3 dokładnie. Dałeś szansę Timberwolves odebrać jeden
meczyk Houston i dokonali tego.
Jack:
7, ale żadnego wyniku dokładnie. Okazuje się, że trzeba było
jeszcze mocniej wierzyć w Utah (szkoda, że będą musieli się za
tydzień pożegnać z sezonem, bo Houston wygląda na nie do
zatrzymania)
Troszeczkę
komentarza do poszczególnych serii, i usprawiedliwienia
(zapomnijcie, nigdy nie należy mieć żadnych wymówek).
Toronto
Raptors - Washington Wizards
To,
że Toronto nie przeżyło kolejnego koszmaru z Wizards wyniknęło
ze starcia dwóch sił: Po jednej stronie Toronto z nową
osobowością, częściej podające, z najmocniejszą ławką w
lidze, i po raz pierwszy pewnie grającymi gwiazdami (Lowry i
DeRozan), a po drugiej wewnętrznie skłócony, utalentowany zespół
Wizards, którzy w erze Walla, Beal i spółka nigdy nie dotarli do
takiego poziomu, jakiego oczekują od nich znudzeni fani. Play-off
zazwyczaj promuje zespoły, w których supergwiazdy odgrywają
najważniejszą rolę, ale w tym wypadku nawet bardzo dobra gra Johna
Walla okazała się niewystarczająca na konsekwencję i głębię
składu Raptors. Nie było tak, że w którymkolwiek spotkaniu
Toronto pozostawiło Wizards bez złudzeń, a przy trochę lepiej
nastawionych celownikach, to mielibyśmy bardziej zaciętą serię,
ale tak naprawdę Waszyngton potrzebuje trochę przewietrzenia. Mylą
się jednak polskie serwisy sportowe sugerujące, że na 100%
skończyła się era Marcina Gortata w Wizards, bo Polish Hammer w
następnym sezonie zarobi 15 baniek, a żyjemy w erze, gdzie jego
gatunek centra trochę odchodzi do lamusa, i zarabia raczej 5
milionów na sezon. Jeśli Wizards go wytransferują, to nie ze
względów sportowych, ale dlatego, że partnerowi transferowemu
będzie się to opłacać finansowo (kontrakt Gortata kończy się w
lecie 2019, czyszcząc miejsce na inne pensje).
Boston
Celtics - Milwaukee Bucks
Ta
seria pokazuje, że posiadanie dobrego trenera to luksusowa sytuacja
i przewaga nad być, albo nie być. Brad Stevens poukładał Celtics
wokół Jaylena Browna i Ala Horforda, zapominając o tym, że tam,
gdzieś daleko w odwodzie stoją niecierpliwie czekający na powrót
Kyrie Irving i Gordon Hayward (swoją drogą Boston w przyszłym
sezonie będzie absolutnym potworem). Naprzeciwko Stevensa stanął
Joe Prunty, którego jest mi trochę szkoda, bo śmiał się z jego
nauczycielowego wyglądu, rotacji zawodnikami i amnezji na
rozwiązania, które pomagały Bucks. W kilku meczach skład
Milwaukee, któremu Celtics nie mogli się przeciwstawić, ustawia
Giannisa na pozycji centra, a wokół niego czterech strzelców z
dystansu. Takie rozwiązanie nie wchodzi w grę na cały mecz,
ponieważ Giannis nie waży tyle, aby walczyć z większymi od siebie
zawodnikami przez 35 minut, ale gdyby umiejętnie taką piątkę
wykorzystać, zamiast uparcie grać 40-letnim Jasonem Terry, i
konsekwentnie wystawiać słabo odnajdującego na boisku się Johna
Hensona, to praktycznie kryminał. Szacunek dla Giannisa, że dowiózł
trzy spotkania dla Bucks, ale w realnym świecie z prawdziwym
trenerem w następnej rundzie oglądalibyśmy Jelenie.
Philadelphia
76ers - Miami Heat
Podobna
sytuacja, jak u góry. Erik Spoelstra z Miami nie posiada drużyny
wypełnionej po brzegi talentem, ale zawsze składa z niej takiego
robota, który zamiast pięknie atakować, to profesjonalnie wchodzi
w drogę swoim przeciwnikom, zmuszając ich do popełnienia błędów.
Różnica polegała na tym, że Brett Brown to prawdziwy trener,
umiejący reagować na wydarzenia na boisku, a Joel Embiid (który
wrócił dopiero w meczu nr 3) i Ben Simmons razem, stanowią więcej
niż sam Giannis. Philly przyjęła jednego w papę na otrzeźwienie
od Bostonu na otwarcie drugiej rundy, i zobaczymy jak to pójdzie
dalej.
Cleveland
Cavaliers - Indiana Pacers
Obserwujcie
znakomitość LeBrona Jamesa uważnie, bo Cleveland to nawet nie
skład węgla i papy, bo węgiel jest przecież przydatny. Każda
minuta, kiedy LeBron siedziała na ławce groziła zatonięciem
Titanica, a gdy wracał to sam przesuwał z drogi górę lodową.
Pacers okazali się dobrą + drużyną z wielkim sercem, ale przy
takim przeciwniku w play-off trzeba wykorzystywać wszystkie szanse,
a oni przynajmniej dwa spotkania przegrali na własne życzenie.
Skład Indiany wygląda na rozwojowy, więc mam nadzieję, że
spotkamy ich na podobnym etapie, przeciwko łatwiejszemu rywali w
przyszłym sezonie, ale opowieść ich tegorocznego występu to może
też być jednostrzałowiec (chociaż chuj z tym, właśnie
spojrzałem na resztę Wschodu, i nie ma szans, żeby ktoś tam
wypalił przed nich - największe szanse daję Knicks i Bulls, w
zależności od rozegrania draftu).
Houston
Rockets - Minnesota Timberwolves
I
po co nie dali wejść Denver Nuggets, jak tak mieli zagrać?
Ucierpiała reputacja Toma Thibodeau i Karla-Anthony Townsa.
Golden
State Warriors - San Antonio Spurs
Spurs
to zupełne przeciwieństwo Timberwolves w tej serii. Talentu
zdecydowanie mniej, zwłaszcza, że Kawhi Leonard cały czas siedzi w
Nowym Jorku, boli go udo, doradzają mu bardzo złe duszki (najgorszy
jest wujem, który ma "dobre" porady i chce dla siostrzeńca
jak "najlepiej"), 40-letni Manu Ginobili przygotowuje się
48 godzin, żeby zagrać 20 minut, a oprócz Aldridge'a reszta
drużyny to no-name'y. Na dodatek do tego wszystkiego, w trakcie
serii okazuje się, że zmarła chorująca od wielu lat żona Gregga
Popovicha, Erin. Gregg słusznie zostawia sport i wraca do rodziny,
San Antonio pogrąża się w żałobie, a drużynę przejmuje Ettore
Messina. A i tak zawodnikom ciągle wystarcza odwagi i ducha, żeby
przynajmniej postawić się Golden State (może nie tak poważnie,
ale mimo, że wynik taki sam co w serii wyżej, to jednak posmak
pozostał zupełnie inny). Niestety nie wiadomo co z przyszłością
zarówno Leonarda, jak i Popovicha, ale szczerze kibicuję, żeby San
Antonio odbudowało się jak najszybciej. Z drugiej strony Golden
State zagrało bez Stephena Curry'ego leczącego kolano, i tak
naprawdę jadąc na 2., czasami 3. biegu przekonało mnie, że pędzi
po prawie gwarantowane mistrzostwo, chyba że Houston pokonają
wszystkie play-offowe demony.
Portland
Trail Blazers - New Orleans Pelicans
Ufff,
zarząd Portland mówi, że nie będą panikować i dokonywać
pochopnych zmian, ale te dźwięki, które słyszycie z daleka, to
tłum ekspertów doradzających jakim trenerem zastąpić Terry'ego
Stottsa, którego z dwójki Damian Lillard - C.J. McCollum
wytransferować, i jaki otrzymać za nich zwrot, oraz jak wysoki
kontrakt zaoferować Jusufowi Nurkiciowi. Ja jednak jestem zdania, że
Portland trafiło na ewidentnie nie pasującego im przeciwnika, nie
mają np. kim bronić Anthony Davisa, a nikt nie spodziewał się
też, że Rajon Rondo wróci, a Jrue Holiday osiągnie tak wysoki,
gwiazdorski poziom. Dame i C.J. (po części ze względu na wzmożoną
obronę Pels) rzadziej trafiali niż w sezonie regularnym, i nigdy
nie odnaleźli tego rytmu dającego im szansę odwrócić losy
każdego meczu. 4-0 to szokujący wynik, ale widzę pozytyw np. w
rozwoju Zacha Collinsa, pierwszoroczniaka, który pokazał mi kilka
rzeczy, dzięki którym optymistycznie zapatruję się na jego rozwój
w przyszłym sezonie. Po stronie Pelicans pewna wygrana zbudowała
dobrą wolę i nadzieję na to, że może z Demarcusem Cousinsem ze
zdrowym Achillesem, ten zespół może zajść jeszcze dalej? Na
razie Golden State pokazują im, że droga na szczyt daleka i
ciernista, ale wiara w pozostanie AD w Nowym Orleanie troszeczkę
wzrosła.
Utah
Jazz - Oklahoma City Thunder
Nigdy
nie należałem do fanklubu Carmelo Anthony'ego. Manewry karierowe
zrozumiem – wymusił przeniesienie się do największego miasta w
Stanach (teoria spiskowa głosi, że za tym ruchem stała jego żona,
półcelebrytka), zarobił tryliony bimbalionów, nigdy nie
podpisując kontraktu za grosik mniej niż mu się należało, i
czasem se awansował do play-off. Wkurzał mnie jako zawodnik, mniej
pracowity niż Kobe, i mniej bezwzględny niż Russell Westbrook.
Optymalne posiadanie piłki według Melo to otrzymanie jej zaraz
przed linią rzutu za trzy, trzymanie przez 10 sekund, majtnięcie
nogą trzy razy (co stanowiło jego "drybling") i
matematycznie mało wydajny rzut, bez zwrócenia uwagi na to, jak
ustawieni byli koledzy. Gdy grał na igrzyskach, to wpasował się w
drugoplanową rolę, udowadniając, że gdzieś w środku istnieje
Melo,który gra dla drużyny i rozsądnie, ale w głowie Melo to jest
hańba dla jego rodu, i on sobie będzie grał po swojemu.
Carmelo
Anthony nie był głównym powodem, dla którego OKC przegrało tę
serię, ale patrząc po statystykach, zastanawiam się, czy nie
pudłował tych czystych rzutów celowo, na złość. Westbrook i
George mieli po jednym spotkaniu, gdzie wpadało im wszystko co
kierowali w stronę kosza, a w pozostałych meczach Utah planem
taktycznym wypunktowało wszystkie mankamenty teoretycznie bardziej
utalentowanego rywala. Wracając do mojego postu o Rookie of the
Year, muszę dodać kolejny punkcik dla Donovana Mitchella, ponieważ
wziął na swoje barki ofensywę Jazz w czwartych kwartach, i zrobił
to na tyle dobrze, że OKC zastanawia się jak suchy okaże się
przyszły rok z Westbrookiem i Anthonym (mój typek - George po
długim zastanowieniu zniknie z Oklahomy), a Utah właśnie testuje
samych siebie na Houston, szukając miejsc, gdzie musi się poprawić,
żeby rywalizować z największymi rywalami konferencji zachodniej.
Sorry,
że nie zrobiliśmy typków na drugą rundę (myślałem, że start
będzie, kiedy skończą się wszystkie mecze pierwszej rundy, o ja
naiwny), ale na finały konferencji zrobimy kolejny post.
Michał
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz