sobota, 27 kwietnia 2019

Kiedy wschód pracuje, to zachód śpi

Drogi Mateuszu (i reszto typerów),

Ponieważ dzisiaj w nocy (z soboty na niedzielę), zaczynają się pierwsze półfinały konferencji, obstawimy nasze typki przed rozliczeniem się za pierwszą rundę. Podobnie jak w pierwszej rundzie, typy zostawiamy w komentarzu.

Golden State Warriors - Houston Rockets


Golden State pokonało Clippers 4-2
Rockets pokonali Jazz 4-1

Kto mógł się spodziewać, że trudności z pokonaniem Los Angeles Clippers przeszkodzą Golden State w szybkim awansie do drugiej rundy? Rozumiem, że niespecjalnie chcą spotkać się z Rockets na tym etapie sezonu, ale prawdopodobne było, że w którymś momencie musieliby. Na ich szczęście/nieszczęście dokończyli dzieła zeszłej nocy, i mogą przygotowywać się do rewanżu za zeszłoroczny finał konferencji. Rockets gładko przejechali się po Jazz i przystępują do tej serii z niewzruszoną wiarą, że tym razem uda im się dokończyć dzieła, zwłaszcza, że teoretyczny przeciwnik po drugiej stronie drabinki może być tylko wycieraczką przed drzwiami do finałów. Widzę skąd bierze się ta pewność, bo w jakiś sposób James Harden wskoczył na wyższy poziom, a wszyscy zawodnicy zadaniowi rozumieją swoje role, i jak łatwe jest ich życie w Hardencentrycznym uniwersum. Nie uważam jednak, że Chris Paul formę odpowiednią do pokonania mistrzów. W zeszłym roku, młodszy i zdrowszy Paul pokazał, że w pancerzu Warriors znajdują się luki. Podczas meczu numer 5 stało się jednak najgorsze, i wyczerpany posezonowymi zmaganiami CP3 doznał kontuzji. Wtedy miał 33 lata, teraz 34, i znacznie gorszy sezon niż przed rokiem. Rockets stoją przed klasycznym dylematem "damned if you do, damned if you don't", ponieważ Paul musi grać po 35 intensywnych minut, ale nie może. Dodatkowo, kiedy raz napędzi się stracha Warriors, to zazwyczaj biorą się do roboty. Każda dynastia musi się kiedyś skończyć, a temu Golden State przydałby się prztyczek w nos za lekce sobie ważenie nawet play-off (bo udowadniali, że sezon zasadniczy nie ma dla nich znaczenia). Na nieszczęście Rockets, ten prztyczek zadali już Clippers i podpalili gazik z gniewem na przynajmniej lekko-średnie ustawienie. Durant zdaje się być w kapitalnej formie, a Kerr może wmówić całej drużynie, że powinni wygrać ku czci kontuzjowanego DeMarcusa Cousinsa. Czy to dobry powód? Raczej nie, ale znudzonemu cesarzowi wystarczy każdy pretekst, aby najechać sąsiednie królestwo.

Golden State - Houston Rockets 4 - 2


Boston Celtics - Milwaukee Bucks


Celtics pokonali Indianę 4-0
Bucks pokonali Detroit 4-0

Zarówno Celtics, jak i Bucks przyszli do pracy, i wykonali swoje zadania bez zarzutu. Różnica polega na tym, że Bucks przystąpili do roznoszenia Detroit z rozmachem i chęcią pokazania lidze, że ich znakomity sezon zasadniczy był "for real". Z drugiej strony, Boston włożył w swoje zwycięstwa dokładnie tyle wysiłku ile było potrzebne. Stąd między innymi wynik pierwszego meczu (84-74), przeniesiony żywcem z lat 90. Pacers byli skazani na pożarcie od momentu, kiedy Victor Oladipo zakończył sezon. W przeciwieństwie do Detroit powinniśmy dać im wyróżnienie za ambitną walkę, i pokazanie, że zajęcie 5. miejsca w konferencji, to nie jest dla nich sufit. Jeśli chodzi o mecz między Celtics, a Bucks, to Milwaukee znajduje się w tej nieprzyjemnej pozycji, że tak naprawdę nikt nie wie, gdzie leży szczyt możliwości ich rywali. Zespół z Bostonu przez cały sezon był najdziwniejszy w lidze, nie mogąc znaleźć odpowiedniej ilości minut dla wszystkich zawodników, co powodowało konflikty, dalej podsycane przez opowiadającego pierdoły Kyrie. Z jasnych i klarownych dla wszystkich powodów (/sarkazm) Celtics złapali wspólny język w play-off, i wszystkie klocki zaczynają się dopasowywać. Irving w play-off i bez kontuzji to bestia, Al Horford zna wszystkie sztuczki w defensywie, Gordon Hayward zaczyna przypominać tego z Utah, a cały zespół wydaje się uzyskiwać to bostońskie żenesekła, które pozwala mu wygrywać mecze w stylu Euzebiusza Smolarka (niby umiejętnościami, ale jednak piłka przypadkiem spada pod nogi). Nie wiem do końca co sądzić o Bucks, bo pierwsza runda przeciwko workowi do bicia nie pokazała niczego, czego nie wiedzieliśmy. Już w zeszłym sezonie, prowadzeni przez trenerską pacynkę, Milwaukee postawili bardzo ciężkie warunki Celtics, a wystrzelił zwłaszcza Khris Middleton. Do tego pojedynku przystępują też z Giannisem, który odkrył i pojął jak posługiwać się wszystkimi pokładami swojej mocy. W tym roku mają też o wiele lepszego trenera, ale do tej pory mocne strony Mike Budenholzera ujawniały się przede wszystkim w sezonie zasadniczym (kilka sezonów w Atlancie, i teraz). W play-off zdarzało się, że był łatwo ogrywany, zbyt późno dokonując zmian taktycznych i składowych. Pod tym względem Brad Stevens ma nad nim przewagę. Rozum podpowiada, że Bucks to zdecydowany faworyt, jednak trudno mi nie odnieść wrażenia, że Celtics z przedsezonowych oczekiwań zaczynają się ujawniać. Wbrew sobie, i może trochę dla zjinxowania Bostonu, postawię na nich.

Boston Celtics - Milwaukee Bucks 4-2

Philadelphia 76ers - Toronto Raptors


Philadelphia pokonała Nets 4-1
Raptors pokonali Magic 4-1

Po pierwszych meczach obu drużyn wyglądało, jakby obie serie mogły zakończyć się niespodzianką. Orlando oddało swój najlepszy strzał w stronę Raptors, i wygrało mecz w Toronto. Nets udało się sprowokować 76ers do niepotrzebnej młócki, i wykorzystali to na boisku. W kolejnych czterech spotkaniach wszystko poszło już zgodnie ze scenariuszem. Toronto nie musi się martwić już o zdrowie i oszczędzanie Kawhi Leonarda, bo po pierwsze, bardzo chcą wygrać mistrzostwo w tym sezonie, a po drugie, Kawhi i tak może uciec do Kalifornii. Swoją drogą Leonard wrócił do formy po bardzo kontrowersyjnym sezonie 2017/18. Jego zdrowie już pewnie nigdy nie będzie perfekcyjne, ale jeśli można aktywować go w play-off, to tyle może wystarczyć. Masai Ujiri, prezes Toronto Raptors, podjął znaczne ryzyko decydując się na jego transfer, bo oburzył tym fanów DeRozana i Kyle Lowry'ego. Nie przestraszyła go wizja ucieczki Kawhi, bo w obliczu faktu, że Raptors mają prawdziwą szansę dojść do finałów, była to niska cena. 

76ers obawiają się natomiast o zdrowie Joela Embiida. Z powodu kolana oszczędzano go w serii z Nets, albo nie wystawiając go wcale, albo ograniczając jego minuty do 20-kilku. Przeciwko Brooklynowi można było sobie na to pozwolić, gdyż reszta składu mogła uzupełnić luki, a Nets nie mieli nikogo pod koszem, kto mógł pokarać Philly za brak ich najlepszego zawodnika. W przypadku serii z Toronto, Embiid jest niezbędny, a nawet z nim 76ers mogą znaleźć się w pułapce. Sprowadzony w połowie sezonu Marc Gasol świetnie broni Kameruńczyka, Kawhi Leonard może bronić zarówno Simmonsa, jak i Butlera i Harrisa, a Danny Green to jeden z najwszechstronniejszych defensorów, który nie jest gwiazdą. Nawet zakładając, że 76ers dysponują wszystkimi zawodnikami w pełnym zdrowiu, to Toronto może wszystko skontrować. Szerokość składu, zgranie i doświadczenie przemawiają za Toronto, i wydaje mi się, że to może wystarczyć. W zależności od tego co zaprezentują w tej serii, chyba będę stawiał na Raptors w finałach.

76ers - Raptors 2 - 4

Michał


5 komentarzy:

  1. GSW-HOU 4-2
    BOS-MIL 4-3
    TOR-PHI 4-1 (przed 5 sek. mialem 4-3 dla PHI haha)

    OdpowiedzUsuń
  2. GSW - HR 4:2
    BC - MB 1:4
    76 - TR 2:4

    OdpowiedzUsuń
  3. Warriors - Rockets 3:4
    Celtics - Bucks 3:4
    76ers - Raptors 4:3

    Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Warriors - Rockets 4:2
    Celtics - Bucks 3:4
    76ers - Raptors 2:4

    Beniu

    OdpowiedzUsuń
  5. Okej zdążyłem
    Warriors - Rockets 4:3
    Celtics - Bucks 2:4
    76ers - Raptors 4:2

    Przemek

    OdpowiedzUsuń