czwartek, 8 lutego 2018

Kristaps Porzingis w kontekście nieudolności New York Knicks

Drogi Mateuszu,

Jak słusznie zauważyłeś po mojej wiadomości o urywających się więzadłach w kolanie Porzingisa, absolutnie szkoda chłopaka, ale w sumie dla ligi nie ma to większego znaczenia, bo przecież Knicks w lidze się nie liczą.

(Swoją drogą jeszcze nie wierzę w to, że przynoszę klątwę zawodnikom - na żywo widziałem tylko kostkę Haywarda i kolano Porzingisa, a ominął mnie na przykład Achilles Demarcusa Cousinsa, eksplodująca noga Isaiaha Canaana, czy egzystencjalny ból Jeremy'ego Lina. Z drugiej strony zważając na relatywnie niewielką ilość spotkań, które oglądam, to kto wie? Może kurwa jestem kontuzjogenny).

Argumentowałbym, że w przez pryzmat patologicznej historii Knicks, kontuzja Porzingisa jest po prostu smutna.

Arogancki Nowy Jork składa swoją kruchą renomę z kilku gigantycznych, ale pustych w środku klocków - obecności w "Nowym Jorku", posiadania najbardziej znanej hali w NBA, Madison Square Garden, dwóch mistrzostw z lat 70, kiedy w kosza GRAŁ jeszcze Phil Jackson, oraz niezawodnym lepem na gwiazdy (pod warunkiem, że te gwiazdy nie należą do najlepszych 15 zawodników w lidze).

W rzeczywistości król jest żebrakiem, i to jeszcze z tego tragicznego rodzaju, który wykrzykuje hasła o końcu świat na rogu ulicy, narażając się tylko na kpiny, i omijanie z bardzo, bardzo daleka. Wystarczy zaprezentować jeden przykład wariactwa Knicks, by zobaczyć jak głęboko sięga studnia ich idiotyzmu:

Dawno temu, kiedy Carmelo Anthony jeszcze grając w Denver, i ciesząc się lepszą opinią w lidze, grzecznie zapytał Nuggets, czy może podwiozą go do Nowego Jorku. (Plotka głosi, że zrobił to na życzenie żony, prezenterki MTV, szukającej dodatkowych szans w show biznesie. Jeśli kojarzysz kim jest La La Vazquez/Anthony to gratuluję, należysz do wybrańców). Nowy Jork w tym momencie ma dwie drogi ataku - rozsądną - czeka, aż Carmelo w lipcu zostanie wolnym agentem, obudowując go przyzwoitym zespołem, albo raptusowską - oddaniu Denver połowy składu, tylko po to, żeby Melo przyszedł do Nowego Jorku wcześniej. Knicks zagrali na:  "no chory, my mamy siano", i dlatego Carmelo grał ze szkieletem prawdziwego zespołu i gumowatymi kolanami Amar'e Stoudemire.

Dlaczego zatem historia Porzingisa jest smutna? Bo Kristaps to jeden z niewielu bardzo udanych (chociaż przypadkowych) wyborów Knicks w drafcie, pierwsza od wielu lat (od Ewinga?) szansa na wyhodowanie sobie domorosłej gwiazdy, związanej z Nowym Jorkiem od pierwszych minut swojej kariery, gotowej na przyjęcie na swoich barkach odpowiedzialności za odbudowanie wizerunku tych prawdziwych New York Knicks, z lat 70.

I Kristaps przyszedł gotowy. Kibice wybuczeli go podczas draftu, nie chcąc, aby lekko śpiący na robocie Phil Jackson wybrał z 4. numerem wychudzonego giganta z Łotwy, który kibicom Knicks kojarzył się z typowym wyborem gościa, który znika z zespołu po dwóch sezonach, zdobywając w sumie może ze 150 punktów. Tym razem jednak historia obdarowała  fanów szczodrze i wszystko zmieniło się w zasadzie natychmiast. Już w pierwszym meczu KP pokazał, że może być nie byle kim w lidze. Dobry rzut z dystansu, wysoka mobilność jak na tak dużego chłopaka, ramiona zasłaniające słońce i solidny łeb do koszykówki. Osobowościowo też punktował - rozmowny, stopniowo przyzwyczajający się do życia w Ameryce, i obejmujący serdecznie wszystko to, co Nowy Jork ma do zaproponowania.

Pierwszy i drugi sezon miodowy przerywały drobne kontuzje, zdejmujące Porzingisa z boiska zazwyczaj na kilka meczów, oraz drama rozgrywająca się wśród zespołowych grubych ryb.

Anthony dostał od Phila mamskymalny kontrakt, a w nim nieobowiązkową klauzulę odmowy transferu, a ich relacja po roku na tyle skwaśniała, że Phil zdecydował się jednak go wytransferować, na co Melo wcale nie musiał się zgadzać. Kristaps obserwuje i zapamiętuje jak w tradycji New York Knicks traktuje się gwiazdę, i najważniejszego zawodnika drużyny.

Po wyprowadzce Anthony'ego do Oklahomy i końcu kolejnego słabego sezonu dla drużyny Porzingis sfrustrowany odmawia obecności na posezonowej rozmowie z Jacksonem, i jedzie na Łotwę. Obrażony dziadzia mówi, że w związku z takim brakiem szacunku od młodzieży musi rozważyć transfer Porzingisa. Mieszkańcy Nowego Jorku wyciągają zakurzone widły i szturmują na siedzibę Jamesa Dolana. Ten może po raz trzeci w karierze podejmuje rozsądną decyzję i kasuje pozycję Phila Jacksona, wysyłając go na zasłużoną emeryturę na rancho w Montanie. Porzingis zostaje ułagodzony, a Knicks przyjmują rozsądną strategię opierania się na młodych zawodnikach.

W tym sezonie KP rozpoczął znakomicie - przez pierwsze kilkanaście spotkań rzucał i trafiał z wysoką celnością, i grzecznie tłumaczył oponentom, dlaczego piłka nie może lecieć w stronę kosza, a bardziej pasuje, o tam, w trzynastym rzędzie. Później trochę zwolnił, trochę bolała kostka, trochę ramię, trochę się zmęczył trudami sezonu, ale Knicks po raz pierwszy od dawna żyli blisko prawdziwej nadziei. Sam Kristaps doceniał swobodę działania w ataku, i uczył się odpowiedzialności zbawcy franczyzy. W budowie zespołu cały czas przeszkadzał bagaż absurdalnych kontraktów podpisanych w przeszłości, ale wreszcie wyczuwało się zalążek planu i pozytywnej przyszłości.

W meczu z Milwaukee kolano i wszystko inne poszły się jebać. Najwięksi pesymiści zdążyli zwrócić uwagę na fakt, że to nie jest pierwsza, i pewnie nie ostatnia kontuzja Kristapsa, bo tak wielki i wątły człowiek może po prostu nie być przygotowanym do reżimu wyczerpującego sezonu NBA. KP wypada z gry na rok (czyli wróci w połowie następnego sezonu), co powoduje, że Nowy Jork prawdopodopobnie skończy ten sezon słabo (ale nie na tyle słabo, by wybierać w czubie draftu). I przyszły tak samo. A już niedługo nadejdzie poważna decyzja kontraktowa. Czy jesteśmy na tyle pewni, że chcemy dać nadpsutym kolanom Kristapsa maksymalny kontrakt? Bez przewidywania przyszłości to równanie nie ma poprawnego rozwiązania, a zła decyzja pogrąży Knicks w kolejnych latach taplania się w mierności.

Szkoda też dla estetyki samej gry. Kristaps jest modnym kandydatem na nowe, ulubione pojęcie fanów NBA, czyli "jednorożec". Tak nadawane miano bierze się stąd, że umiejętności, które łączą jednorożce, nie były wcześniej widziane w lidze w postaci jednego zawodnika. Kristaps przy wzroście 221 cm potrafi rzucać za trzy, dobrze panuje nad piłką, i ma potencjał na znakomitego obrońcę. Nawet Dirk w primie nie łączył tych wszystkich cech. Jeśli kolana zabiorą nam taką karierę, to długo będziemy rozpamiętywać stracony potencjał, zwłaszcza, że widzieliśmy go nie tylko przez pryzmat tego co mógł osiągnąć, ale przez namacalną skuteczność.

Być może Knicks, dla których tragedia to chleb powszedni, nie zasługują na nic lepszego, ale Kristaps Porzingis dodaje przyjemności wizualnej i kulturowej dla reszty ligi i fanów, więc trzymamy kciuki za to, żeby chirurgia odnalazła sposób jak wkładać do kolana więzadła z tytanu.

Michał

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz