piątek, 2 marca 2018

Matematyka NBA (1) - True Shooting Percentage

Drogi Mateuszu,

Jak wspomniałem w kilku wcześniejszych postach, do świata sportu niepostrzeżenie wkradły się nerdy, i ich zamiłowanie do statystyki. Kolesie z potężnym aparatem na zębach, okularami sklejonymi taśmą i wysokim nosowym głosem zaczęli obserwować prawdziwych mężczyzn, atletycznych półbogów, którzy zmuszają nas do ciągłej reewaluacji tego, co potrafi ludzkie ciało. A przynajmniej tak wydaje się niektórym emerytowanym gwiazdom NBA (ekhm.. Charles Barkley.. ekhm), których nienaruszalna pozycja pierwszorzędnych analityków współczesnej koszykówki zostaje zagrożona przez zniuansowany komentarz ekspertów korzystających ze wszystkich dostępnych źródeł. Najlepsi obserwatorzy uważnie oglądają spotkania, a następnie korzystają ze wsparcia statystycznego (nigdy bezkrytycznie), żeby potwierdzić, skonfrontować, albo uzasadnić swoje poglądy.

Z naszego podwórka dobrze wiesz, że tzw. "eksperci" piłkarscy rzadko kiedy poszerzają wiedzę widza na temat futbolu, i swoim komentarzem powodują, że zaczynasz patrzeć na boisko przez zupełnie inny pryzmat. W NBA tacy eksperci długo wchodzili do studia otrzymując szacunek niczym Dalaj Lama, ponieważ dysponowali wiedzą i intuicją z SAMEGO boiska. Niestety, często zderzają się z rzeczywistością, w której inteligencja koszykarska, a inteligencja oglądania koszykówki, to dwa kompletnie różne zestawy narzędzi.

Pory rozgrywanych spotkań automatycznie stawiają mnie na pozycji porannego sprawdzacza statystyczek (chociaż staram się oglądać tyle, ile się da), ale nieadekwatny matematycznie umysł powoduje, że muszę myśleć długo i ciężko, zanim jakiś bardziej zaawansowany termin na dłużej zagości w mojej głowie. Z czasów nauczycielskich pamiętam, że jednym z najlepszych pomysłów przyswajania nowych konceptów, jest próba wytłumaczenia ich komuś innemu, w możlwie najprzystępniejszy sposób. Zapraszam zatem do świata procentów, on/off court ratings, współczynników, zaawansowanego +/-, porównywania line-upów etc. Dzisiaj zanurzamy duży palec w strumieniu wiedzy, woda przyjemna.

Wrzućmy na ruszt True Shooting Percentage - statystyczną próbę oszacowania jak dobrze zawodnik rzuca, bez względu na pozycję, na której gra. Kiedy patrzysz na codzienne statystyki, to efektywność zawodnika zazwyczaj oceniamy na podstawie tych trzech wskaźników:

FG% - Field Goal - skuteczność wszystkich rzutów z gry (za 2 i 3 punkty). LeBron oddaje 20 rzutów w meczu, trafia 10, jego FG% to 50%. Jasne jak słoneczko.

3P FG% - 3 point Field Goal - skuteczność rzutów za trzy, odseparowana od FG. Paul George próbuje 5 razy za trzy, trafia 2, ma skuteczność 40% (co zaniża jego FG%, ale tak naprawdę zwiększa jego skutecznośc, o tym za chwilę).

FT% - Free Throw - rzuty wolne. Radosław Polaszek twierdzi, że w treningu trafia 8/10, wychodzi w składzie na turnieju w Pogorzeli, trafia 2, prawda mija się z wyobrażonym skillem w głowie. Autobus wraca smutny do liceum.

I teraz jak tu prawidłowo ocenić zawodników po pozycjach? Patrząc klasycznie, to FG% rośnie wraz ze wzrostem zawodników, i ich odległości do kosza (PG zaczyna akcje daleko, C wpycha się do bramki z piłką). Za rzucanie trójek odpowiedzialni są przede wszystkim specjaliści, a rzuty wolne to taki fundament, że profesjonalny zawodnik w NBA powinien je odpowiedzialnie trafiać.

Oczywiście prawdziwa koszykówka powoduje, że wszystkie te założenia można o kant dupy potłuc. DeAndre Jordan miał sezon, w którym trafił 70.1% FG, Shaq całą karierę powyżej 60%. Czy oznacza to, że mieliśmy do czynienia z najbardziej wydajnymi ofensywnie graczami w historii? FT% obu panów spogląda z boku, i dosyć poważnie kiwa palcem. Wśród centrów najczęściej zdarzają się katastrofy na linii, ale jak to elegancko oddać w jednej liczbe, jednocześnie biorąc pod uwagę, że kiedy już stoją blisko kosza, to do niego trafiają? Jak porównać ich do kogoś takiego, jak Damian Lillard, który w karierze trafia 43% rzutów z gry? Czy nie warto podawać mu piłki, bo większość z jego prób i tak nie kończy w koszu? Ktoś usiadł, pomyślał, i zaproponował następującą strategię.

Najpierw bierzemy zdobyte w meczu/sezonie/wybranym okresie punkty: Points i dzielimy je przez taką skomplikowaną formułę [2* (Ilość Prób Rzutów + 0.44* Ilość prób rzutów z linii rzutów wolnych)].
Już zabieram się za tłumaczenie cyferek w tym wzorze: dwójka w mianowniku zmniejsza ostateczny wynik o połowę, powodując, że wygląda on trochę, jak FG% ułatwiając nam wizualizację skuteczności zawodnika.
0.44 to stała, która wyrównuje fakt, że zawodnicy nie zawsze podchodzą do linii po dwa rzuty wolne (czasem trzy, czasem jeden za faul techniczny, itd.). Musisz mi uwierzyć na słowo, że matematycy wyliczyli, że taka stała daje wiarygodne statystycznie rezultaty.
Podstawmy sobie coś do wzoru, żeby mieć przykład TSG przed oczami. Jeśli Kevin Durant rzucił w meczu 11/21, w tym 3/7 za trzy i 8/9 z linii rzutów wolnych, zdobywając 33 punkty, to TSG Duranta to około 66%.

True Shooting wyrównuje nam pole zawodników, wskazując przy czyich rzutach możemy się spodziewać, że piłka dostatecznie często wpadnie do kosza. Przeglądanie tabeli zawodników z przewodzącymi TSG w ostatnich sezonach buduje nam wizerunek zawodników, na których efektywność zawsze można liczyć.

(Zwycięzcy sezonowej klasyfikacji TSG od 2005 roku): 2x Steve Nash, 1x Stoudemire, 2x Nene, 3x Tyson Chandler, 2x Kyle Korver, 2x Steph Curry i 1x Rudy Gobert. Lista składa się albo z centrów, którzy przede wszystkim wsadzają, ale dodatkowo trafiają z rzutów wolnych na wysokim poziomie (Chandler, Nene, Stoudemire i Gobert), wyjątkowych specjalistów za 3 (Korver, Nash), i absolutnie rewolucyjnego ofensywnie zawodnika, potrafiącego trafiać z każdej pozycji (Steph). Przy przeglądaniu pierwszej dziesiątki z poszczególnych sezonów ten ciężar rozkłada się bardzo podobnie.

Jak zatem to interpretować? Średnia TSG dla ligi to około 54.5% (tendencja w ostatnich sezonach jest zwyżkowa), wspomniany wcześniej Damian Lillard w karierze wykręca 57%, a w ostatnich dwóch sezonach blisko 60%, co oznacza, że mimo niskiego FG% można zaufać jego rzutom, bo nieźle rzuca za trzy, i bardzo dobrze z linii rzutów wolnych.

Czego TSG nam nie mówi? Po pierwsze, nie możemy wskazywać tej statystyki jako ostatecznej odpowiedzi na to, jak wydajny jest zawodnik w ofensywie. Prosta zasada mówi, że im mniejszą ktoś ma rolę w ataku, to tym łatwiej utrzymać mu jest wysoką skuteczność. DeAndre Jordan przez ostatnie 5 lat otrzymywał podania od Chrisa Paula i Blake'a Griffina tylko po to, żeby wsadzić piłkę do kosza z najbliższej odległości, i nigdy nie oddawał rzutów z dystansu. Trener nie może powiedzieć - dobra chłopaki, w następnym meczu podajemy DJowi piłkę na 30 rzutów, bo przecież taki skuteczny. DeAndre nie umie tworzyć swojej własnej ofensywy, ale w tym co robi jest wybitnie skuteczny.

Z drugiej strony wyrasta nam taki ewenement jak Steph, którego rzut to drużynowa ofensywa sama w sobie, rzuca z każdego dystansu, często wcześniej dryblując, rzuca w dużych ilościa, a zawsze zachowuje wybitną skuteczność. Dla Curry'ego nie istnieje coś takiego jak "nieprzemyślany rzut". Każdy moment, w którym Steph znajduje się z piłką za własną połową powinien powodować panikę defensywy przeciwnika, bo sam fakt, że może wystrzelić w sposób natychmiastowy, stanowi większe zagrożenie, niż najbardziej przygotowane akcje jego własnej drużyny i prawie każdej drużyny przeciwnika.

Podsumowując:

1. Nie wolno oceniać zawodników przez pryzmat FG% (ale jeśli ktoś rzuca 37% na sezon to możesz założyć, że po meczu będziesz miał cegieł na zbudowanie porządnej chaty)
2. Nie każdy rzut jest sobie równy
3. Nie wolno wykorzystywać żadnej statystyki bez kontekstu (chyba, że brakuje ci argumentów, a wiesz, że wyciągając jedną liczbę z kieszeni zabrzmisz jak prawdziwy ekspert)
4. TSG zazwyczaj stabilizuje się w trakcie kariery, dodając nam do ofensywnego obrazu zawodnika. Jeśli ktoś w 7. sezonie ligowym nigdy nie przekroczył 53%, raczej nie liczyłbym na to, że nagle stanie się demonem efektywności
5. Efektywność nie jest celem samym w sobie - Steve Nash byłby jeszcze lepszym zawodnikiem, gdyby rzucał więcej niż 11 razy na mecz.
6. Jeśli zachowujesz TSG, gdy wzrasta twoja rola w ofensywie, to znaczy, że jesteś materiałem na gwiazdę.
7. Wzrost ligowego TSG oznacza, że zawodnicy coraz mądrzej dobierają rodzaj rzutów, wymieniając splendor półdystansu, na skuteczność za trzy.
8. Matematyka ze szkoły przydaje się czasem bardziej niż myślimy. Ludzie, którzy pracowali nad statystycznymi modelami i wymyślaniem między innymi takich wzorów, niekiedy byli wyłapywani przez zespoły do pomocy w usprawnianiu kultury danej franczyzy. Nerdy górą!

Do zobaczenia na następnym wykładzie o matematyce (bo o sporcie i tak jest zdecydowanie za dużo)

Michał

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz